Stołeczni muzyczni Kabareciarze, czyniący jednak swą metalowo/rockową powinność całkiem na serio, atakują z kolejnym wydawnictwem.
Tym razem, jest to krążek kompilacyjny, zawierający kompozycje z całego okresu działalności grupy, poddane poważnym zmianom aranżacyjnym i co najważniejsze, bez prądu.
Nie jestem fanem tego typu albumów, i przeważnie takie próby zupełnie mnie nie ruszają. Można by rzec, że pozostaję głuchy na takie modlitwy ale, jako że Kabanosa lubię za wytrwałość, umiejętność docierania do bardzo zróżnicowanego audytorium i dystans - "Na Pudle" podoba mi się za to, że to po prostu Kabanos. Znowu zaskakujący, frapujący i ukazujący kierunek w jakim ci panowie mogli by się udać, gdyby nie udało im się pisać pokręconych metalowych kompozycji.
Zresztą, jeśli prześledzimy biografię mięsnej formacji, dowiemy się, że granie bez prądu nie jest dla nich żadną nowością. I dobrze, bo wydaje mi się, że to słychać. Porównanie do pierwotnych wersji utworów ("Na Pudle" zawiera również jeden premierowy kawałek) dobitnie ukaże nam kontrast między wokalami Zenka, pulsem i groove kompozycji, które "płyną" zamiast walić w pysk i, jakby nie było, całą paletę emocji, których przecież Kabanosowi nie odmówię. Dodatkowo, co wydaje się być logicznym posunięciem, realizacją tego albumu zajął się obsługujący grube struny Ildefons. Masteringu dokonano w (chł)ameryce, ale to nie jest tutaj istotne. Bo, gdziekolwiek "pudel" by nie trafił, pewnie broniłby się tym samym - jakością kompozycji, pewną odwagą i przemyślanym materiałem.
A jakby kto sam chciał spróbować swoich sił grając utwory Kabanosa, grupa prezentuje nabywcom zestaw chwytów gitarowych w książeczce z tekstami, które sprawdzą się nie tylko w trakcie wesołych libacji alkoholowych, ale przede wszystkim, w czasie spokojnych wieczorów przy ognisku. Z przymrużeniem oka i lekko opalonym Kabanosem.
Smacznie jak zawsze.
Grzegorz "Chain" Pindor