Deftones

Koi No Yokan

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Deftones
Recenzje
2012-11-23
Deftones - Koi No Yokan Deftones - Koi No Yokan
Nasza ocena:
8 /10

Jeżeli istnieją jakieś pozytywy wypadku samochodowego Chi Chenga, to bez wątpienia są to płyty "Diamond Eyes" i "Koi No Yokan" jego kapeli - Deftones.

Koledzy Chenga znów się zjednoczyli, zaczęli czerpać radość z tworzenia, a ich muzyka zyskała nutkę melancholii, tęsknoty za basistą, który bardzo powoli dochodzi do siebie w rodzinnym gronie, acz czy wróci do pełnej sprawności - ciężko powiedzieć. Jednak, gdy czytasz książeczkę dołączoną do płyty i widzisz np. wyznanie Stephena Carpnetera, który oświadcza "Chi, kocham cię i tęsknię", wiesz, że masz do czynienia z grupą szczerych, przesiąkniętych wielkimi emocjami muzyków.

Taka jest "Koi No Yokan" (tłumacz podpowiada, iż w języku japońskim oznacza to "przeczucie miłości")  - wielobarwna, pełna skrajnych uczuć, różnorodna. Siódma płyta Deftones jest naturalną kontynuacją poprzedniczki, rozwija zarówno tamto świeże podejście do ostrych brzmień, jak i do łagodności. Popatrzmy na postawione obok siebie "Poltergeist" i "Entombed" - pierwszy zabija tym niskim, rzężącym riffem Carpentera, podbijanym przez dudniący bas Sergio Vegi, oraz opętanym wokalem Chino Moreno. Drugi leży na przeciwległym biegunie - delikatny, z pięknie namalowaną zwrotką (swoje farbki dorzuca odpowiadający za elektronikę Frank Delgado) i nośnym refrenem.

Ale "Koi No Yokan" to także czad w pełnym tego słowa znaczeniu! Przecież taki otwieracz "Swerve City" zmusza to ruszenia tyłka z miejsca i szaleństwa, pędzi na złamanie karku. "Leathers" miażdży świetnym metalowym refrenem i napompowanym riffem we zwrotkach, za to "Gauze" rozbraja agresywnym wejściem - tak nie grali od dobrych sześciu lat!


Mnie jako zwolennikowi delikatnych, ambientowych pejzaży bardzo podoba się to, czego doświadczamy na wstępie i zakończeniu "Rosemary", najbardziej klimatycznego numeru na płycie. Te, trochę schizofreniczne, odrealnione wstawki duet Delgado-Carpenter serwuje nam też w "Goon Squad" - ja się rozanielam.

Deftones porwali mnie swoją najnowszą płytą, udowodnili, że są zespołem świadomym, pewnym siebie i ciągle oryginalnym. Prawdopodobnie najlepszym i najciekawszym z nurtu około nu-metalowego, niezmiennie od ponad 20 lat. Tak trzymać!

Jurek Gibadło