Doro nie rozpieszcza swoich fanów. Na każdy kolejny krążek niemieckiej królowej heavy metalu trzeba czekać kilka lat (w tym wypadku trzy), a i koncertów na Starym Kontynencie jak na lekarstwo.
Chociaż, z drugiej strony, w jej (i nie tylko jej) przypadku można ograniczyć się do występów w Skandynawii, Hiszpanii i w samych Niemczech, gdzie heavy metal wciąż ma się zaskakująco dobrze, a młodzi ludzie odczuwają potrzebę obcowania z klasycznym graniem.
Jak na tle poprzednich dokonań ex-wokalistki Warlock wypada nowy materiał? Raczej przeciętnie, ale ma kilka przebłysków, a dokładniej są to te utwory, w których udzielają się Lemmy (niezwykle poruszająca ballada "It Still Hurts") i jeden ze współczesnych Bogów sześciu strun - Gus. G (piorunujący "Grab The Bull"). Nie chcę rozpisywać się na przykład o miałkości "Victory" czy straszliwej wtórności "Engel", bo nie ma to najmniejszego sensu. Każdy przeciętny słuchacz Doro (i niemieckiego heavy w ogóle) jest w stanie wyobrazić sobie, co taki album może zawierać, z naciskiem zarówno na "patatajce" ("Take No Prisoner", "Revenge") jak i bardziej nośne, niby stadionowe hymny ("Rock Till Death" i numer tytułowy). Sama Doro jest niezmordowana i wciąż reprezentuje poziom, którego pozazdrościć mogą znacznie młodsze wokalistki (również w Polsce, ale nie mam tutaj na myśli Marty Gabriel), a poza tym, jeśli słuchać Doro, to właśnie po niemiecku (są ku temu aż dwie okazje). Nigdy nie byłem fanem mowy naszych sąsiadów, ale przyznaję, że idealnie pasuje ona do heavy/power metalowego grania. Na swój sposób dodaje kompozycjom ciężaru i jest pożądanym smaczkiem
Produkcyjnie "Raise Your Fist" nie odbiega od przyjętych standardów i z pewnością spodoba się zarówno starszym fanom, lubiącym brudne analogowe brzmienie, jak i zwolennikom niemal krystalicznie czystego soundu. Balans między cyfrą a naturalnością został dobrze zachowany i ciekaw jestem jak grupa prezentuje się na żywo. Bo, mimo raczej oklepanych dźwięków, mocy tym nagraniom odmówić nie można! Dlatego liczę na to, że blond boginię heavy metalu zobaczę na którymś z przyszłorocznych festiwali. O koncercie klubowym mogę na chwilę obecną pomarzyć, ale…. nigdy nie mów nigdy.
Podsumowując: fani Doro pewnie ucieszą się z nowego albumu żywej legendy tej muzyki i wyklną mnie za moje słowa, ale naprawdę, ten album niczego nie wnosi do kariery Pesch, ani tym bardziej gatunku. To raczej bardzo solidna pozycja, która w tegorocznym zestawieniu płyt z heavymetalowej szufladki może uplasować się w pierwszej dziesiątce, ale raczej pod jej koniec.
Grzegorz "Chain" Pindor