Whales And Aurora to kolejne włoskie odkrycie rosyjskiego Slow Burn Records. Swego czasu Rosjanie wydali bardzo udany debiut A Cold Dead Body, teraz wyłowili kolejną interesującą formację z Półwyspu Apenińskiego.
Na dodatek poruszającą się w tych samych post-metalowych rejonach muzycznych. Skoro tak, pozostaje jedno wyjście, zdecydować się czy chce się grać na modłę Neurosis, Isis czy Cult Of Luna. Nie ma siły, żeby band poruszający się w tych klimatach nie czerpał ze spuścizny któregoś z wymienionych. Whales And Aurora postawili na Szwedów. I nic w tym złego, nawet się cieszę, gdyż zrobili to z głową. "The Shipwreck" przynosi kawał porządnego grania, które mimo że nie zostanie laureatem konkursu na oryginalność, stanowi jasny punkt na post-metalowej mapie.
Formacja Whales And Aurora powstała w 2008 roku. Początkowo funkcjonowała jako trio, później przekształciła się w kwintet, który równie dużo czasu, co na granie, poświęcał na dyskusje, co grać. Wreszcie muzycy doszli do wniosku, że cokolwiek wyjdzie spod ich rąk ma być nasycone emocjami. Jak postanowili, tak zrobili.
Włosi swój los dwójce fachowców, ale z zupełnie innej beczki. Matteo “Ciube" Tabacco i Chris Dowhan z Planet Red Studio produkowali płyty m.in.: Giant, znakomitego hardcorowego Spitfire czy The Black Dahlia Murder, czyli raczej bez doświadczenia w post-metalu. Wzajemne zaufanie jakim się panowie obdarzyli zaowocowało bardzo dobrym brzmieniem "The Shipwreck". Album to siedem długich numerów nawiązujących, jak wspomniałem, do twórczości Cult Of Luna głównie z okresu "Salvation". Surowe, czytelne, mocne brzmienie gitar i rozwrzeszczany, przeszywający wokal Alberto Brunello, który jako żywo przypomina duet z COL.
Okładka jest bardzo adekwatna do zawartości krążka. Wzburzone morze i statek, jakby z trudem unoszący się na powierzchni wody. Odnosi się wrażenie, że jego los został już przesądzony. Whales And Aurora operują prostymi środkami, numery swobodnie płyną, czasem eden temat ogrywany jest przez kilka minut, ale na tyle umiejętnie, że nie odczuwa się znużenia, przeciwnie, meldujemy się na pokładzie i dajemy się ponieść prądowi dźwięków. Innym razem, tematy przechodzą jeden w drugi, zawsze jednak angażując słuchacza. Muzyka to wznosi się, to opada, ale swoiste napięcie towarzyszy cały czas. Długie okresy ciszy i nadchodzący sztorm. A prowadzą przez to wszystko miarowe uderzenia perkusji i buzujący transowy bas. Muzyka raz jest przepełniona emocjami, porywa kolejny temat gitarowy, rozdarty wokal; innym razem cechuje się bardziej refleksyjnym, melancholijnym charakterem, w tych chwilach zespół ciąży w stronę post-rocka. Wystarczy posłuchać "Achieving The Unavoidable", który klimatem przypomina "Leave Me Here" wielokrotnie wspominanych tutaj Szwedów.
Znamy te zabiegi, słyszeliśmy po wielokroć, ale jak wspomniałem, talent muzyków pozwala przekuć je na znakomite, wciągające partie. Kompozycyjny kunszt pozwolił odpowiednio rozmieścić akcenty, budować dramaturgię poszczególnych kawałków. Muzyka z duszą, czego chcieć więcej. Z zainteresowaniem będę śledził rozwój tej grupy. Talentu nie sposób jej odmówić.
Sebastian Urbańczyk