A Rothadó Virágok Színüket Vesztik
Gatunek: Metal
Transylwnia. Kraina w której swój zamek posiadał historyczny Dracula, najbardziej znany wampir dzisiejszych czasów.
Z tego też obszaru pochodzi rumuński Siculicidium, który prezentuje nam (jakże adekwatny dla panującego tam klimatu) klasyczny black metal.
Słuchając po raz kolejny "A rothadó virágok színüket vesztik" od razu zauważam, jak bardzo zespół inspiruje się wczesnymi dokonaniami Darkthrone czy Burzum. Brzmienie płyty jakby nagrane zza ściany, proste jak budowa cepa riffy i skrzeczący wokal przynoszą jednoznaczne skojarzenia z norweską sceną black metalową. Nasuwa się tu pytanie - czy dźwiękowe odzwierciedlenie "Filosofem" wystarczy do osiągnięcia identycznego sukcesu? Przesłuchując najnowszą Epkę Rumunów dostajemy jednoznaczną odpowiedź, że nie.
Jest zbyt przewidywalnie. Każda partia gitary nie wyróżnia się niczym spośród tysiąca nagrań serwowanych przez dzisiejsze zespoły. Oklepane patenty na każdą zagrywkę słyszeliśmy już miliony razy. Okazjonalnie do kompozycji wkradają się elementy punka, ale i one nie urozmaicają materiału. Partie wokalne strasznie drażnią swoją "manierą". Wrzaski wydobyte przez gardłowego są stworzone bez pomysłu, brzmią jakby były nagrane w pośpiechu. Jedynym plusem jaki potrafiłem znaleźć na tej prawie 27 minutowej EPce są teksty zaśpiewane w języku ojczystym muzyków. Niestety, ten powiew rumuńskiego folkloru nie pozwala płycie na uzyskanie uznania wśród fanów.
Patrząc na dzisiejszą technikę każdy z nas może nagrać w swoim domu krążek w dość dobrej jakości, jednak biorąc pod uwagę przypadek Siculicidium zastanawiam się, czy wszyscy powinni sobie na to pozwolić. Z utworami podobnymi do tych z "A rothadó virágok színüket vesztik" miałem styczność tysiące razy na koncertach. Prawda jest niestety gorzka - samo nawiązanie stylistyczne do najlepszych albumów w gatunku nie wystarczy aby osiągnąć sukces. Najbardziej widać to na przykładzie najnowszego "dzieła" Siculicidium.
Marcin Czostek