Before The Dawn to fiński band dowodzony przez gitarzystę/wokalistę Tuomasa Saukkonena. A jak wiadomo, Finlandia może oznaczać tylko jedno - dużo melodii w muzyce. Nie inaczej jest w tym przypadku, gdyż "Rise Of The Phoenix" zawiera solidną porcję wysokiej jakości melodyjnego death metalu.
Jest to pierwszy od lat krążek nagrany bez udziału Larsa Eikinda. Ten basista i wokalista dał się wcześniej poznać z dobrej strony w Winds, pobocznym projekcie Carla Augusta Tidemana (Arcturus) i Hellhammera (Mayhem, Arcturus i wiele innych). Eikind (bas/wokal) miał niemały wpływ na twórczość Before The Dawn, gdyż jego czysty wokal wymuszał niejako użycie takich a nie innych środków muzycznych. Słowem, materiały poprzedzające najnowszą płytę, były lżejsze, większy nacisk stawiano na klimat z gotyckimi naleciałościami, do którego śpiew Eikinda zwyczajnie pasował. Warto dodać, że to nie jedyny ubytek personalny, gdyż wraz ze wspomnianym muzykiem odszedł bębniarz Atte Palokangas, tak się jednak składa, że zespół przeżywał większe trzęsienia ziemi. Po takiej stracie Saukkonen miał dwa wyjścia. Znaleźć zastępstwo dla Eikinda i kontynuować granie po linii wcześniejszych albumów lub zrezygnować z czystych wokali i nagrać, inny, mocniejszy materiał. Na "Rise Of The Phoenix" wygrała druga opcja. Co więcej, słuchając tego albumu z łatwością można dojść do wniosku, że była to trafna decyzja.
Produkcją materiału zajęli się sami muzycy, a właściwie Tuomas Saukkonen z niewielkim wsparciem ze strony Juho Raihy (gitara). Tak doświadczeni grajkowie mogli sobie na to pozwolić bez ryzyka, że efekt będzie mizerny. Rezultatem jest bardzo klarowne, przestrzenne brzmienie z odpowiednią ekspozycją gitar, na których spoczywa ciężar tego materiału. Sesyjny bębniarz Joonas Kauppinen miał do odegrania swoją rolę na tej płycie i wykonał ją dobrze, ale to nie na nim należy skupić uwagę słuchając "Rise Of The Phoenix".
Finowie proponują proste, melodyjne, gitarowe granie z jednej strony osadzone w fińskiej tradycji melodyjnego metalu (Amorphis, Sentenced) a z drugiej słychać inspiracje sąsiadami (Dark Tranquillity, wczesne In Flames). Krążek balansuje między średnimi tempami a typową melo death metalową galopadą napędzaną nielicznymi blastami, jednak z przewagą tych pierwszych. Wprowadzając zmienną dynamikę w utworach udaje się Finom uniknąć ryzyka zanudzenia słuchacza. Zwłaszcza że - jak już wspomniałem - szkielet kompozycji stanowią proste, fajne melodie. Rwące riffy przeplatane są dostojnymi, majestatycznymi tematami, często okraszonymi zapadającymi w pamięć solówkami. Trzeba przyznać, że Saukkonen odpowiedzialny za muzykę na "Rise Of The Phoenix" ma lekką rękę do tworzenia chwytliwych melodii. A tych na krążku jest bez liku. Ciężko nawet wyróżnić jakiś numer, bo album jest spójny i wszystkie utwory trzymają poziom. Mimo, że w warstwie gitar ciągle coś się dzieje, nie jest to jakoś bardzo intensywna muzyka, a to za sprawą swobodnych, przestrzennych tematów gitarowych właśnie.
Największą zaletą tej płyty jest to, że bardzo dobrze się jej słucha. Nie jest za długa, trwa ok. 40 minut (jedna z wersji zawiera trzy bonusowe numery). Mimo, że nie odkrywa nowych terytoriów w muzyce - Saukkonen nawet nie udaje, że chce stworzyć coś przełomowego - brzmi bardzo świeżo. Nie mam wrażenia, że słyszę to czy tamto po raz sto pięćdziesiąty, nawet jeśli tak jest. Inspiracje są oczywiste, a jednak zawartość "Rise Of The Phoenix" ma swój charakter, Saukkonen postawił na niej swój stempel. Ludzie, którzy pamiętają stare In Flames, zasłuchują się w Dark Tranquillity czy Insomnium mogą sięgnąć po ten krążek w ciemno. O rozczarowaniu nie może być mowy.
Sebastian Urbańczyk