Ręka w górę, kto potrafi wymienić choć jeden metalowy zespół z Bułgarii. Dziękuję, nie widzę. Ja również sprawdziłem i debiutancki krążek Obsidian Sea to pierwszy reprezentant tego kraju w mojej dyskografii.
Niepotrzebne uprzedzenia warto odrzucić już na starcie, bowiem "Between Two Deserts" to naprawdę bardzo dobry album. Co więcej, stacjonujący w Sofii duet wziął się za tradycyjny doom metal i zarejestrował materiał lepszy niż jakikolwiek polski krążek, utrzymany w tej stylistyce, jaki miałem dotąd okazję (czy raczej nieszczęście) usłyszeć. To pewnie odosobniony i niepopularny pogląd, bo przecież mamy własny Candlemass wannabe, który w zeszłym roku wydał bardzo przeciętny album, przyjęty jednak z całkowicie niezrozumiałym dla mnie entuzjazmem. Powiadają, że na bezrybiu i rak ryba, ale ja w takiej sytuacji wolę towar z importu.
Pod szyldem Obsidian Sea kryje się ledwie dwójka muzyków. Anton śpiewa i obsługuje wszystkie instrumenty strunowe, a Bozhidar gra na perkusji. Taki układ funkcjonuje wzorowo, przede wszystkim za sprawą Antona, który nie tylko wysmażył tu sporo świetnych gitarowych partii, ale może pochwalić się również naprawdę znakomitym wokalem. Co ważniejsze, panowie świetnie czują klasyczny doom metal i choć trudno mówić tu o jakiejś nowej jakości, z pewnością nie można uznać ich za kopistów jakiejś konkretnej kapeli. Czego więc można spodziewać się po Bułgarach? Na zdjęciu w booklecie Anton paraduje w koszulce Spiritus Mortis i jest to całkiem sensowny punkt zaczepienia. Logicznym krokiem będzie też wskazanie na Reverend Bizarre, choć Obsidian Sea gra w nieco bardziej tradycyjnym stylu. "Between Two Deserts" powinno w związku z tym przypaść do gustu także fanom Candlemass czy Isole.
Utwory tego duetu, oscylujące średnio w granicach 5-6 minut, oparte są na całkiem chwytliwych i zróżnicowanych melodiach. To kolejny plus recenzowanego krążka. Wizytówkami "Between Two Deserts" są między innymi "At the Temple Doors", "The Seraph", a zwłaszcza prawdziwa perełka - najbardziej wpadający w ucho "Absence of Faith". Tak właśnie powinien brzmieć dobry, klasyczny doom metal. Zespół nie zapomina o przyspieszeniach ("Impure Days"), jednak najczęściej obraca się w wolniejszych, ciężkich i majestatycznych tempach, najmocniej zwalniając pod koniec płyty, w dwóch najdłuższych utworach. "Between Two Deserts" zyskuje z każdym przesłuchaniem. Bardzo dobra robota. Oby tylko ktoś ją zauważył.
Szymon Kubicki