Ascending To Infinity
Gatunek: Metal
Jedenasty album Rhapsody Of Fire? Niekoniecznie. Oto bowiem Luca Turilli, niegdysiejsza prawa ręka Alexa Staropoliego, założył własną grupę pod znamienną nazwą Luca Turilli's Rhapsody.
Pod tym właśnie szyldem w czerwcu miał premierę krążek zatytułowany "Ascending To Infinity".
Obok Turilliego, w składzie tej alternatywy wobec Rhapsody Of Fire formacji znaleźli się jeszcze inni muzycy związani z legendą włoskiego symfonicznego power metalu. Na "Ascending To Infinity" można więc usłyszeć basy Patrice Guersa, gitarę Dominique Leurquina oraz perkusję Alexa Holzwartha. Ten ostatni nie uczestniczył w schizmie w szeregach Rhapsody Of Fire i wciąż jest pełnoprawnym członkiem zespołu, ale jego partie perkusyjne zostały zarejestrowane również w dziele napisanym przez Lukę Turilliego. Zresztą pierwszy i ostatni raz, bowiem Alex Staropoli w iście sycylijskim stylu postawił Holzwartha przed wyborem, w którym zespole chce tak naprawdę występować. Pod koniec marca perkusista wybrał Rhapsody Of Fire, a jego miejsce w Luca Turilli's Rhapsody zajął Alex Landenburg. Czy o kimś zapomniałem? Wokalista. W tej roli Alessandro Conti. Niewiele mi dotąd mówiło to nazwisko, ale "Ascending To Infinity" był najlepszą okazją by tę zaległość nadrobić. Skład formacji Turilliego w warstwie wokalnej nagrań uzupełnili liczni zaproszeni goście, w postaci Sassy Bernert oraz sześciu męskich głosów.
W tym produkcie ubocznym DNA Rhapsody Of Fire znalazło się dziewięć kompozycji rozciągniętych na nieco ponad godzinę symfonicznego power metalu - co nie jest zaskakujące - bardzo podobnego do stylu wspominanego zespołu. Autorem zarówno muzyki, jak i oprawy lirycznej krążka jest oczywiście Luca Turilli, który według zasad starej szkoły zaproponował tu dźwięki mogące służyć za ścieżkę dźwiękową do pełnego zwrotów akcji filmu science fiction. Materiał został otwarty krótkim acz majestatycznym "Quantum X", zachęcającym do wspaniałej podróży poprzez świat cudów. Nie ma tu przesady, bo wbrew standardom wypracowanym przez Rhapsody Of Fire można na "Ascending To Infinity" odnaleźć także grupę patentów, które pewnie stanowiłby logiczny krok w ewolucji wspominanego zespołu, ale okazały się mocną kartą Turilliego w konflikcie ze Staropolim.
Album zachwyca niezliczoną ilością melodii będących dla fanów symfonicznego power metalu miodem na uszy. Są tu fragmenty odważne, wręcz heavymetalowe, ale w zasadzie rządzi podszyty tajemnicą zestaw klawiszowo-gitarowo-perkusyjnej podniosłości. Creme de la creme symfonicznego power metalu. Oszaleć można na punkcie niesamowitych solówek klawiszowych Turilliego. Tenże muzyk wraz z Dominique Leurquinem zaproponował także dużą liczbę solówek gitarowych. Z tego poukładanego klimatu nieco wytrąciły mnie folkowe wstawki w "Excalibur", aczkolwiek z racji jego rozbudowanej konstrukcji złe wrażenie zostało szybko zatarte. Dwa razy dłużej niż "Excalibur" trwa wspaniały, nieco ponad szesnastominutowy "Of Michael The Archangel and Lucifer's Fall", będący najlepszym przykładem zręczności kompozycyjnej Turilliego. W tym utworze jest wszystko, co muzycy Rhapsody Of Fire wypracowali przez osiemnaście lat! Obok rozbudowanych struktur na "Ascending To Infinity" znalazły się także utwory łatwiejsze, ale niczego nie odbierające właściwej wymowie płyty.
A jeśli wspomniałem o muzycznej stronie krążka, to i wypadałoby również przywołać kwestię wokalu. Otóż dobrze pod tym względem zaprezentował się Conti, szczególnie jeśli idzie o wysokie partie, ale nie ukrywam, że prawdziwe dreszcze na skórze odczuwałem przy obficie zaserwowanych na tym materiale chórach. Kapitalnie zabrzmiała również Sassy Bernert, przede wszystkim w romantycznym dwugłosie z Contim w coverze zatytułowanym "Luna" z repertuaru niejakiego Alessandro Safiny. Na płycie nie zabrakło dużej liczby wersów zaśpiewanych w języku włoskim, który w symfonicznym power metalu brzmi niezwykle intrygująco, aczkolwiek jeszcze lepiej wypada łacina. Tej w treści "Ascending To Infinity" pojawiło się niewiele i tylko w formie narracyjnej, ale dodała całości dodatkowego smaczku. Tak zresztą jak i muzyczne miniaturki z twórczości Franza Schuberta oraz Carla Czernego.
O tej obfitości pomysłów tak sprawnie połączonych w premierowym dziele Luca Turilli's Rhapsody można by pewnie jeszcze pisać i pisać. Konkluzja jest taka, że jakkolwiek by tego materiału nie traktowano to byli muzycy Rhapsody Of Fire nagrali album, który ujmy dziedzictwu tego zespołu nie przynosi. Szczególnie trzeba tu docenić mózg całego przedsięwzięcia w osobie Luki Turilliego. Zatem nie dziwię się, że Nuclear Blast postanowił parafować umowę z Luca Turilli's Rhapsody, bowiem "Ascending To Infinity" może kiedyś okazać się wiodącym dziełem w symfonicznym power metalu.
Konrad Sebastian Morawski