Plan B

The Grindhouse Tour

Pozostałe recenzje wykonawcy Plan B
Recenzje
2013-12-11
Plan B - The Grindhouse Tour Plan B - The Grindhouse Tour
Nasza ocena:
9 /10

Gdyby w Wielkiej Brytanii panowała monarchia elekcyjna, Ben Drew miałby spore szanse na zostanie królem.

Swoją kandydaturę muzyk, znany jako Plan B, po raz pierwszy wysunął w 2006 roku na krążku "Who Needs Actions When You Got Words". Materiał na nim zgromadzony to połączenie wpływów Everlasta i Eminema: od pierwszego Brytyjczyk wziął zamiłowanie do bogatego wykorzystania gitar akustycznych w hiphopowych podkładach, od drugiego zaś sposób rapowania: agresywny, szczery, dotyczący codzienności. Żadnych tam przechwałek o swoim "stajlu" i "swagu" - tylko opis życia młodego mieszkańca Wysp Brytyjskich mającego bliskie związki z ulicą.

Królewskie aspiracje Ben potwierdził na zaskakującym "The Defamation of Strickland Banks" (2010), który jest albumem... R&B czy też soulowym. Artysta rzuca w kąt rap i stawia na czysty śpiewa oraz bigbandowe aranżacje. A głos ma kapitalny! Justin Timberlake spoglądał pewnie z zazdrością. Ostatni krążek to kropka nad "i" - "Ill Manors" to bowiem świetny soundtrack do poruszającego filmu o młodzianie, który wpada w złe (narkotykowe) towarzystwo. Plan B łączy tu wpływy z obu poprzednich krążków, potwierdzając, że jest artystą nieprzeciętnym.

DVD "The Grindhouse Tour" jest podsumowaniem jego dotychczasowej kariery i wspaniałą laurką, prezentacją uwielbienia, jakim darzą Drewa jego rodacy. 9 lutego 2013 roku w szczelnie wypełnionym The O2 Arena Brytyjczycy dosłownie położyli się przed wielkością Plan B. W pierwszej części koncertu ubrany w garnitur wokalista sięga po przeboje z "The Defamation". Z pełnym zaangażowaniem śpiewa "Love Goes Down", "Writing's on the Wall" czy "She Said", a cała hala z lubością mu wtóruje.


Druga część koncertu to prezentacja materiału z "Ill Manors". Ben przywdziewa tu luźne ciuszki i wraz ze swoimi towarzyszami udowadnia, że hip-hop jest już zjawiskiem masowym, mogącym porwać dziesiątki tysięcy słuchaczy urzeczonych kapitalnym spektaklem. Ten jest zasługą nie tylko Plan B i jego współpracowników, ale także wizualizacji prezentowanych na olbrzymich ekranach, w większości składających się ze scen z filmu "Ill Manors". Główny bohater kapitalnie sprawdza się jako elegancka gwiazda popu, jak i jako uliczny rozrabiaka nawijający kolejne historie.

Widzowie zgromadzeni w londyńskiej hali byli świadkami wielkiego przedstawienia, ale dzięki znakomitej realizacji i my siedząc przed ekranami telewizorów czy komputerów możemy poczuć się jego częścią. Dynamiczne ujęcia kilkunastu kamer, świetna jakość obrazu i równie przekonująca dźwięku (najlepsze jest to, że nie znać po nim wielkiej studyjnej obróbki) sprawiają, że czujemy się, jakbyśmy stali w tej ludzkiej ciżbie, jakby Plan B śpiewał właśnie dla nas.

Nie przesadzę więc, jeśli napiszę, że "The Grindhouse Tour" to wzór do naśladowania dla każdego realizatora koncertówek. To również wspaniała wizytówka Plan B, którego możemy śmiało nazwać najważniejszym obecnie solistą rodem z Wysp Brytyjskich.

Jurek Gibadło