Mówi się by uważać o czym się marzy. Mi płyta z nagranymi ponownie starymi kompozycjami Roguca sprzed okresu wydania pierwszej płyty przez Comę, śniła się po nocach od dawna. Od tygodnia jednak, gdy "95-2003" jest już na rynku, czuję jakby mój piękny sen zamienił się w najgorszy koszmar.
Jako młody, cierpiący Werter, uwielbiałem większość z tych kawałków. Ba, nadal uważam, że to bardzo fajny materiał. Oczywiście "Piosenka pisana nocą" była moim faworytem, a popularność utworu sprawiła, że na "95-2003" to ona została wybrana na singla promującego tę specyficzną kompilację. Oszczędne instrumentarium i głos Roguckiego może i nie powodowały u mnie w latach 90-tych takiego drżenia serca jak muza Dylana i Waitsa, ale szczerze adorowałem tę i inne zebrane na self-made-cd, przepełnione melancholią utwory. Poza tym, myślę, że nawet krytycy Comy przyznają, że gdy Piotr występował solo, mogło to być dobre, mogło być złe, ale czuć było w jego głosie szczerość przekazu i chęć nawiązania intymnej więzi ze słuchaczem. I to mu się udawało. Nagrody, które dostawał, bynajmniej nie był przypadkowe. W zasadzie więc na płycie z odświeżonymi utworami nic nie mogło pójść źle. Poszło prawie wszystko.
Piotr po raz drugi postanowił do pracy nad solowym albumem zaprosić multiinstrumentalistę Mariana Wróblewskiego i o ile w przypadku pierwszej płyty był to strzał w dziesiątkę, o tyle w przypadku "95-2003" ciężko byłoby o większą pomyłkę. Zaskakująco, większość płyty stanowią bowiem aranżacje neofolkowe. I nie zrozumcie mnie źle, neofolk jest super. Przez ostatnie dwa lata chodziłem wręcz zakochany w najnowszych płytach Current 93, Kiss The Anus Of A Black Cat, Of The Wand & The Moon czy, oczywiście, Rome, którego "Die Æsthetik Der Herrschaftsfreiheit" wierzę, że jako jeden z nielicznych dziennikarzy przesłuchałem od dechy do dechy. Problem jednak w tym, że ni w ząb mi to nie pasuje do tekstów Piotra. We "Wronach" poczucie nostalgii, które towarzyszyło oryginałowi zostało zagłuszone przez nieomal popową melodię, która nie ma nic wspólnego z mrocznym tekstem, w którym próżno szukać nadziei na lepsze jutro. Wspomniana "Piosenka pisana nocą" (nazwa słusznie sugeruje, że dobrze się jej również słuchało nocą), teraz jest piosenką do kawy i samochodu, być może po to by mogła lecieć o każdej porze w Esce Rock (swoją drogą też lubicie u nich te reklamy płyt? "95-2003" opisane jest przymiotnikiem "eksperymentalna" - Jezu…). Najfajniej w takiej sytuacji wypada na płycie skromnie zaaranżowany "Kot", choć tutaj z kolei, gdy na pierwszy plan wychodzi głos Piotra, mam wrażenie, że nowe wersje zostały nagrane "nazbyt prędko". A może to sam autor nie czuje już tych utworów? Może skoro Coma nie gra utworów nagranych sprzed debiutu, bo "wyrosła z pewnych rzeczy", to i Roguc nie do końca jest przekonany dzisiaj do swojej przeszłej twórczości?
Czy byłbym szczęśliwszy gdyby ktoś odświeżył te wersje utworów, które krążą od lat po YouTubie, a które w połowie lat 90-tych wymienialiśmy między sobą dzięki powolnym łączom TPSA? Pewnie tak, choć znając pokręcone polskie prawo to nie było szans na takie rozwiązanie. Szkoda, że nikt nie pomyślał o zaaranżowaniu akustycznego koncertu, który później zostałby wydany na płycie. To zapewne również sprawiłoby, że czulibyśmy autora bliżej. Nie wspominając o tym, że w przeszłości takie okazje zawsze obfitowały w ciekawe urozmaicenia. Nie posiadałbym się z radości gdybym np. usłyszał po tylu latach "Nienasycenie" czy "Nie tylko dla ciebie", które na tę okazję koledzy z zespołu zapewne by Piotrowi wypożyczyli. Ostatecznie każdy kupując bądź nie "95-2003" podejmie decyzję sam, jednak warto przed wybraniem się do sklepu porównać stare i nowe aranże, by nie kupować kota w worku. 8/10 za utwory, ale 3/10 za płytę.
M. Kubicki