Lissie to pseudonim artystyczny Elisabeth Maurus, gitarzystki, kompozytorki i wokalistki z Rock Island, Illinois. Z łatwością mogę ją sobie wyobrazić grającą na ulicy, gdzie do otwartego futerału ludzie wrzucają monety w rewanżu za jej wysiłek. Na szczęście, ktoś szybko rozpoznał jej talent, nie tylko wokalny. Ta dziewczyna lekką ręką tworzy świetne, szczere piosenki.
Pierwsza szansa na prezentację szerszej publiczności nadeszła ze strony wytwórni Fat Possum. W ten sposób, w roku 2009, ujrzała światło dzienne epka "Why You Runnin’" (trzy z pięciu utworów znalazły się również na "Catching A Tiger"), na którą złożyły się znakomite, skromne, wyciszone numery. Stanowiły tło dla osobistych historii, jakimi dzieliła się Lissie. Charakterystyczny wokal z chrypką zwrócił uwagę speców z Sony Music, którzy postanowili wydać pełnowymiarowy debiut Amerykanki. Przejście do majorsa wiązało się z ryzykiem, że gdzieś po drodze Lissie zatraci swą tożsamość. Na szczęście, choć nie obyło się bez kompromisów, na "Catching A Tiger" to wciąż ta sama dziewczyna, znana z wcześniejszej epki.
Na "Catching A Tiger" mamy do czynienia z prostymi, znakomicie zaaranżowanymi, nierzadko przebojowymi piosenkami. Płyta jest świetnie wyprodukowana i, w mojej ocenie, przez tę krystaliczną produkcję miejscami kawałki tracą na zadziorności, gubią swój charakter. Słychać to zwłaszcza, jeśli porównamy te kompozycje z wersjami live. Kompromisy wynikłe z kontraktu z wielką wytwórnią to przede wszystkim dwa wypełniacze z gatunku "radio friendly": "Cuckoo" oraz "Worried About". Gdyby płyta liczyła dziesięć utworów, zamiast dwunastu, byłaby doskonała w swojej klasie, a tak jest "tylko" bardzo dobra. Wielka szkoda, że w miejsce tych dwu wymuszonych piosenek nie trafiły "Wedding Bells" oraz "Here Before" z "Why You Runnin’", które są jednymi z najlepszych utworów, napisanych przez Maurus do tej pory. To jednak koniec listy skarg i zażaleń.
Resztę materiału wypełniają utwory o zmiennym charakterze, nawiązujące klimatem do lat '60 i '70. Wystarczy posłuchać znakomitego "Everywhere I Go" - skromnej kompozycji, w której przy akompaniamencie gitary Lissie śpiewa bardzo osobisty tekst, a jej wokal jest zniewalający. To, co przykuwa uwagę, to świetne linie melodyczne wokali. Dochodzi do tego specyficzna barwa głosu Lissie. Co jakiś czas pojawiają się w popie śpiewające panie, które, unikając "plastiku" i popowego blichtru, potrafią czarować głosem. Przykładem niech będzie Adele, Florence Welch, Lykke Li, Laura Marling, Joss Stone czy właśnie Lissie.
Album jest tak dobry, że ciężko byłoby wybrać z niego konkretny numer, który wyróżniałby się na tle innych; wszystkie, poza dwoma wskazanymi wyżej, są znakomite. Wydaje się, że każdy kolejny to już szczyt i że następny nie może być równie dobry, a jest. Moi faworyci to, zdecydowanie, "Everywhere I Go" i "Look Away", prosta folkowa kompozycja, w której melodia i wokal składają się na rzecz kompletną. Płytę zamyka bluesowy "Oh Mississippi", wisienka na torcie.
"Catching A Tiger" zawiera przebojowe, nastrojowe tło muzyczne, szczere i prawdziwe historie, a opowiada je jeden z ciekawszych kobiecych głosów na współczesnej scenie.
Sebastian Urbańczyk