Postać Aurelia mogłaby wywołać równie duże zainteresowanie u miłośników i znawców zarówno muzyki, jak i historii, geografii, czy antropologii. Nagranie przez niego płyty "Laru Beya" pozwalałoby na śmiałą ocenę Aurelia pod kątem muzycznym. Okazuje się jednak, że i to jest niemożliwe bez uwzględnienia wyżej wymienionych aspektów.
Aurelio Martinez urodził się w niewielkiej wiosce położonej u wybrzeży Hondurasu. Artysta należy prawdopodobnie do jednego z ostatnich pokoleń wychowanych w tradycji Garifuna. Pod tą egzotycznie brzmiącą nazwą kryje się społeczność ludzi, będących potomkami południowo-amerykańskich Indian (Karibów i Arawaków) oraz zachodnio-afrykańskiej ludności niewolniczej. Wypadkową tej mikstury kulturowej jest płyta "Laru Beya".
"Laru Beya" to nie tylko album rzetelnie nagrany od strony muzycznej, ale i prawdziwy rarytas dla miłośników egzotycznych kultur i wypraw. W mistrzowski sposób odwzorowano na krążku tradycyjną muzykę Garifuna, odsłaniając w łatwy i przystępny sposób jej korzenie. Usłyszymy zatem mieszankę punty, latynoskich, kubańskich i zachodnio-afrykańskich dźwięków. Radosne, taneczne, południowo-amerykańskie rytmy łączą się nierzadko z przejmującym, afrykańskim zawodzeniem. "Laru Beya" jest albumem wielu kontrastów, podanych jednak w bardzo łatwoprzyswajalny sposób. Spora w tym zasługa wokalistów i instrumentalistów, z samym Aurelio na czele, którego czysty wokal uzupełniany jest co chwila przez cudownie brzmiące chórki.
Płytę "Laru Beya" można śmiało polecić wszystkim miłośnikom muzyki world. Aurelio w profesjonalny sposób odwzorował folklor ludności Garifuna, zaliczając się tym samym do najznamienitszych reprezentantów gatunku. Dzięki temu zarówno fani muzyki, jak i kanapowi globtroterzy, znajdą na tym albumie coś dla siebie.
Kuba Chmiel