Muzyka pogańskich wierzeń i rytualnych rytmów, straszydeł z bagien, naturalizmu i plemiennych zaśpiewów. Muzyka dawnych, czarno-białych światów okrytych mgłą i skąpanych cieniem nieprzepuszczających światła drzew.
Na swoim trzecim krążku Anna Maria Oskierko jest niczym szeptucha, choć poprzez konotacje z mrokiem i atmosferą niebezpieczeństwa gęsto otaczającą słuchacza, chyba lepiej pasuje, że Oskierko jest niczym wiedźma w ciemnym lesie odprawiająca swoje magie i czary poprzez nawiązujące do rytualnych obrzędów śpiewy. Demonizm i satanizm to może za dużo powiedziane, ale bez wątpienia czuć tu naturalizm i świat pradawnych wierzeń.
Tym bardziej, że Oskierko do tworzenia swojej muzyki używa instrumentarium dawnego: od bębenków, tamburyna czy dzwoneczków, poprzez flety (?), akustyczne gitary, pianino czy ciągnące się, nieomal ambientowe klawisze. Zdarza się, że się pojawia się prąd, bo w „Ukojeniu” wybucha nawet solo na gitarze elektrycznej, ale robotę robią przede wszystkim wokalne harmonie, raz liryczne i sielskie, innym razem złowrogie niczym rzucane przez czarownicę przekleństwo, hipnotyzujące kołysanki, a wreszcie i modlitewne recytacje. Czasem jest to śpiew z warstwą tekstową, innym razem głos robi za jeden z instrumentów malując tła.
W „W ciemny las” jakaś poczwara skrzeczy gdzieś w oddali między drzewami. Wiatr świszcze, szumią liście. Czuć horrorem. Te pozamuzyczne dźwięki kapitalnie budują świat z „Widma”. Mroczny neofolk sączy się niespiesznie niczym jakaś skąpana w ciemności ballada i osacza. „Starucha” to kołysanka wiedźmy rzucającej zaklęcia i odprawiającej tańce wokół ogniska. „Siostry” czy „Ziarenko” chociaż bardzo melodyjne na swój folkowy sposób, skrywają na drugim planie jakiś nerw, jakiś niepokój, a „Drzewa dawno zmarły” – na wpół śpiewane, na wpół melorecytowane szeptem sprawiają wrażenie pogańskiej, transowej modlitwy. Pytanie tylko do kogo kierowane są te modły. Utwór kończy się przeraźliwym wrzaskiem i krzykiem jakby czmychających w przestrachu dzieci. Mocna rzecz! Tak jak demoniczne przekleństwo rzucone w „Pod lodem”. Teksty mówią o przemijaniu, śmierci, samotności, ciszy i wieczności. To ponure klechdy pełne obrazowych wersów, które warto poczytać i bez muzyki.
„Widma” to świat wiedźm, upiorów, rytuałów i dziewiczych lasów. Słowiańszczyzny z czasów chat okrytych strzechą. Jakby wyjęty z filmów Roberta Eggersa. Atmosferyczna jak diabli muzyka, unurzana przede wszystkim w klimatach mrocznych, niepokojących i utrzymanych w czarno-białych plenerach ponurych ballad i dusznych kołysanek. Warto te krajobrazy poznać.