Marianne Faithfull

No Exit

Gatunek: Folk

Pozostałe recenzje wykonawcy Marianne Faithfull
Recenzje
2016-12-21
Marianne Faithfull - No Exit Marianne Faithfull - No Exit
Nasza ocena:
7 /10

Z okazji pięćdziesięciolecia kariery słynna Marianne Faithfull wybrała się w 2014 roku na cykl koncertów po Europie. Jeden z nich dokumentuje album "No Exit".

Dzieło w wersji kompaktowej zawiera dziesięć utworów (właściwie dziewięć plus intro) stanowiących, według zapowiedzi, kolekcję najlepszych nagrań brytyjskiej wokalistki. Oczywiście takie stawianie sprawy jest dużym promocyjnym nadużyciem, ponieważ już sam dorobek studyjny Marianne Faitfhull zawiera dwadzieścia albumów solowych. Trudno więc z tak obszernego materiału wybrać zawężoną do dziesięciu kolekcję najlepszych utworów, aczkolwiek album "No Exit" z różnych przyczyn brzmi wyjątkowo, zaiste sprawnie oddając możliwości i charakter cenionej w środowisku muzycznym artystki.

Na jubileuszowym albumie znalazł się występ Marianne Faitfhull z Budapesztu, zarejestrowany 15 grudnia 2014 roku, a w wersji rozszerzonej wydawnictwa można również znaleźć cztery dodatkowe kompozycje z koncertu zagranego w 2016 roku w Londynie. Uwagę zwracają oczywiście najstarsze utwory z setu, w tym przede wszystkim pamiętny "As Tears Go By" z 1964 roku, będący de facto singlem stanowiącym umowny początek kariery Brytyjki. Utwór napisany przez Andrew Loog Oldhama, Micka Jaggera i Keitha Richardsa współcześnie brzmi nieco groteskowo, tak jakby nie pasował do naszych skomplikowanych czasów, aczkolwiek charakterystyczny wokal Marianne, wsparty w finale przez węgierską publiczność, sprawił, że połowa lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia jeszcze raz stała się faktem. To piękny i niezwykle symboliczny fragment koncertu.

Innym rarytasem na "No Exit" jest ocierająca się o kult "Sister Morphine". To bardzo intymny utwór wydany w 1969 roku na singlu "Something Better", następnie w tym samym roku na kompilacji nagrań Brytyjki. Autorami tej kompozycji, oprócz Faitfhull, byli Mick Jagger i Keith Richards, którzy zresztą "Sister Morphine" wrzucili w innej wersji na album The Rolling Stones "Sticky Fingers". Utwór pojawiał się jeszcze kilkukrotnie w różnych nagraniach Marianne Faithfull stając się jedną z wizytówek jej unikatowej barwy wokalnej, temperamentu scenicznego i trudnego, niewytłumaczalnego magnetyzmu. W sumie więc "No Exit" stanowi kolejną szansę na przypomnienie sobie tego legendarnego utworu, co w aranżacji koncertowej jest potężnym atutem wydawnictwa. Ostatnim klasycznym nagraniem Marianne na "No Exit" jest "The Ballad of Lucy Jordan" pochodząca z jednego z najlepszych albumów Brytyjki "Broken English" z 1979 roku. To kolejny ważny punkt koncertu.

Zawartość albumu zdominowały jednak świeże nagrania Faithfull, choćby napisany przez Rogera Watersa "Sparrow Will Sing", który wszedł na jej ostatnią płytę z 2014 roku. Tak samo sprawy się mają przy okazji drapieżnego "Mother Wolf" oraz "Falling Back", "The Price Of Love", "Love More or Less" i "Late Victorian Holocaust" - warto dodać, że pod tym ostatnim podpisał się sam Nick Cave. Trudno nie oprzeć się więc wrażeniu, że jubileusz pięćdziesięciolecia Marianne Faithfull jest zarazem promocją jej ostatniego albumu studyjnego, "Give My Love to London", która jako produkt uboczny przyniosła koncertówkę "No Exit". To wrażenie niestety potęgują irytujące przerwy pomiędzy niektórymi utworami, sprawiające wrażenie, jakby wydawnictwo stanowiło zestaw niechlujnie powycinanych i chaotycznie sklejonych ze sobą kompozycji, wpisujących się w szersze wydarzenie. To zresztą nie wrażenie, tak się sprawy rzeczywiście mają.

Jakkolwiek by nie było, dla głosu Marianne Faithfull można umierać i rodzić się na nowo. Artystka w wydaniu koncertowym brzmi pięknie i wciąż fascynuje. To zupełnie tak, jakby w tym roku pod koniec grudnia miała skończyć trzydzieści lat, a głównym nośnikiem muzyki wciąż były płyty winylowe… przytul się do mnie morfino!

Konrad Sebastian Morawski