Taki zespół mógł powstać tylko w Krakowie. Wyczuwalny jest w ich muzyce charakterystyczny urok kawiarnianych piwniczek o ceglanych ścianach, gdzie przy małej czarnej bądź kilku głębszych, w atmosferze permanentnego snobizmu, kłóci się o sztukę kilku jegomościów przepasanych finezyjnie szalem, choć jest środek lata.
W tle pobrzmiewa wyszukany jazz, bądź coś z pogranicza dźwiękowego eksperymentu; dalej - klimat dekadencji gęsto zawisł pomiędzy ścianami, a duchy zadzierających nosa artystów odległymi echami toczą zażartą dysputę w obronie własnych arcydzieł, których nigdy nie napisali i nie napiszą. Z najciemniejszego rogu kawiarni ktoś wykrzykuje z pamięci wersy "Ziemi jałowej" Thomasa Stearnsa Eliota, a zadumany barman-barista rozmyśla o naturze wszechświata skrywając w kieszeni sfatygowanej marynarki sczytany tomik poezji Rilkego, tego samego, który zmarł na zakażenie raniąc się... kolcem róży, kwiatu miłości. Na scenie zaś oni - Nutria Nutria, przygrywają te swoje mroczne walce utrzymane w stylistyce dark country, choć sam do końca nie wiem cóż to jest, ale tak mi powiedzieli: "Nazywamy się Nutria Nutria, gramy dark-country i pochodzimy z Krakowa". Ale gdzieżby indziej wymyślać tak finezyjne gatunki? Nie ograniczajmy się, bo ktoś inny oznajmił, że grają "blues core", a ja do tej stylistycznej roszady dodam własną szufladkę z napisem - z francuska, bo dla głębszego dekadentyzmu - noir-folk.
Coś z tymi odcieniami mroku musi być na rzeczy, bo zespół powstał rzekomo z nieszczęśliwej miłości. Stąd zapewne poetyckie inspiracje, wszak Ewa Zaborowska śpiewa teksty Charlesa Bukowskiego - piewcy piękna prostytutek i wszelkich męt społecznych, Philipa Larkina - rozmiłowanego w przeklinaniu o śmierci (mając przy tym na jej punkcie obsesje), Theodora Roethke'a obwieszającego w "Walcu mojego taty": "Jednym twoim zawianym chuchnięciem, dzieciak w moim wieku mógł spić się"; a do tego jeszcze greckiego symbolisty Konstandinosa Kawafisa, wołającego w rozpaczy spoglądając na swoje miasto: "Tu, cokolwiek wzrokiem ogarnę, ruiny mego życia czarne widzę, gdziem tyle lat przeżył, stracił, roztrwonił". Plejada pierwszorzędnych poetów wyklętych, błądzących nocami po najciemniejszych alejkach zindustrializowanej aglomeracji w poszukiwaniu miłości, której tam nie ma.
Do tego perkusja, przemiennie gitara basowa i kontrabas, gitary: elektryczna i akustyczna, również harmonijka ustna. Instrumentarium trochę jakby w klimatach Nicka Cave'a albo Toma Waitsa, ale zaśpiewane kobiecym głosem - tu urodziwymi liniami wokalnymi raczy słuchacza jazzowa wokalistka, Ewa Zaborowska, czasem serwująca duet z raczej melorecytującym na modłę Leonarda Cohena Pawłem Jujeczko. "Nutria Nutria" to wprawdzie delikatnie ponad dwudziestominutowa EPka, ale jest czego posłuchać. Od pierwszych dźwięków muzycy wciągają słuchacza w świat mroczny walców, dusznych ballad i klimatów pijacko-psychodelicznych. U nas takich rzeczy raczej się nie gra, bo i w Polsce nie mieliśmy tak żywego ruchu Beat Generation (europejskimi bitnikami byli dekadenccy moderniści), z którego wyrosła przecież muzyka Cave'a czy Waitsa, a co za tym, opiera się na nim Nutria Nutria.
I tak, może się ta EPka podobać. Nutria Nutria potrzebuje tylko dobrego studia nagraniowego, bo na pewno da się więcej wycisnąć z brzmienia zespołu, i swojego grona stałych odbiorców, by przypadkiem grupa nie zaprzestała działalności. Ah, no i pianino! Obowiązkowo pianino! Są z Krakowa, a to chyba jedyne miasto w Polsce, w którym tak naszpikowane awangardowym artyzmem dźwięki mogą znaleźć swoją publiczność. Wystarczy tylko grać te swoje mroczne walce w skrytych pod ziemią kawiarenkach rodem z francuskiego Montparnassu - tych samych, o których z takim upodobaniem pisał w swych poezjach Charles Baudelaire, przecież w jednej z nich rzekomo spotkał diabła - a publiczność się znajdzie. "Nutria Nutria" zaś zachęca do wybrania się na występ zespołu, przy którego muzyce można wychylić kilka głębszych, wypalić papierosa i podumać nad nieszczęśliwą miłością.
PS. Całość materiału zespół udostępnił do odsłuchu na YouTube pod TYM ADRESEM.
Grzegorz Bryk