Komercyjny sukces Crystal Fighters to niezaprzeczalny fakt i każde kolejne wydawnictwo sygnowane tym szyldem wzbudza spore zainteresowanie.
Co prawda, fani nie potrafią dojść do porozumienia w sprawie wyższości debiutu nad "Cave Rage" i odwrotnie. Do tej dyskusji nie mam zamiaru się przyłączać, gdyż to strata czasu. Po co, skoro zarówno przy debiucie, EP-ce, licznych remixach czy wreszcie, prostocie i popowej przebojowości "Cave Rage" bawimy się świetnie. Powód przysłowiowego "banana na twarzy" jest tylko jeden, prozaiczny i bardzo prosty: są nimi Crystal Fighters, prosto z, jak się okazuje, tętniącej folkiem Hiszpanii.
Co najmniej polowa tego albumu z łatwością sprawdzi się jako wypełniacz niejednej zakrapianej alkoholem nocy. "Cave Rage" to wprost idealny soundtrack do tańca i swawoli. Co więcej, premierowy materiał zespołu jest zaskakująco uniwersalny. Intensywny, przebojowy, taneczny, momentami mniej porażający energią ale jednak nadal pogodny. Nie dziwota, że grupa wybrała na pierwszy singiel definiujące styl "You & I". Nastrój tego utworu dominuje na całym albumie, choć zdarza się, że zarówno tempo jak i ogólny klimat ulega przeobrażeniu aby móc pokazać, że "spuszczenie z tonu", na krótki moment wcale nie oznacza mniejszego ładunku emocjonalnego ("These Nights")
Warto wrócić, w okresie jesienno-zimowym, do tego krążka. Tuż przed zapowiadanym na listopad krakowskim koncertem, w czasie, kiedy wszystkich stopniowo będzie łapać chandra, a brak słońca będzie nader odczuwalny. Póki co, dzięki Crystal Fighters go nie brakuje.
Grzegorz "Chain" Pindor