Tommy Mccoy

Late In The Lonely Night

Gatunek: Blues i soul

Pozostałe recenzje wykonawcy Tommy Mccoy
Recenzje
2012-06-26
Tommy Mccoy - Late In The Lonely Night Tommy Mccoy - Late In The Lonely Night
Nasza ocena:
6 /10

Tommy Mccoy to kolejny artysta, którego na przestrzeni lat można było spotkać u boku wielkich nazwisk bluesa. Sam jednak nie zaistniał na tyle, by trafić do panteonu klasyków gatunku. Najnowsza płyta po części odpowiada na pytanie dlaczego tak się stało.

Tommy Mccoy zaczął przygodę z muzykę dość wcześnie, bo w wieku ośmiu lat. Wtedy po raz pierwszy sięgnął po gitarę nie wiedząc zapewne, że instrument ten będzie mu towarzyszył przez następne czterdzieści lat. Zainspirowany mistrzami gatunku takimi, jak Chuck Berry, Bo Diddley i Mike Bloomfield skierował się w stronę bluesa. Wkrótce rozpoczął profesjonalną karierę muzyka, grając w różnych stanach Ameryki, a po kilku latach takiego życia przeniósł się na Florydę, gdzie otworzył sklep muzyczny. Nie upłynęło dużo czasu, nim ponownie zagrał bluesa ze swoim nowym zespołem.

"Late in the Lonely Night" jest ósmym albumem w dorobku Tommy’ego Mccoy’a. Dodając do tego czterdzieści lat stażu muzycznego można by sądzić, że poziom reprezentowany przez artystę powinien być zadowalający. I tak jest w istocie, choć niewiele ponad to. Najnowsza płyta Tommy’ego składa się z jedenastu przyzwoitych utworów, z których każdy jest wykonany z odpowiednim feelingiem. Głos wykonawcy jest ciepły i przyjemny w odbiorze. Pod względem gitary niczym się nie wyróżnia, ale nie daje też powodów do dużych narzekań. W sumie jedenaście utworów na płycie słucha się bez zgrzytania zębami, ale nie wystają one znacznie poza przeciętność amerykańskich kompozycji bluesowych.

Gdyby cały album utrzymany był w klimacie kawałka "Language Of Love", gdzie znakomicie całość buduje bas i wyśmienite chórki,  to Tommy Mccoy na pewno miałby szanse objawić się większemu gronu słuchaczy. A tak zapewne wciąż pozostanie w cieniu swoich dawnych partnerów muzycznych, Marka Hummela i Steviego Ray Vaughana, którzy w przeciwieństwie do Mccoya zabłysnęli ogromnym talentem w każdym aspekcie artystycznym.

Kuba Chmiel