Są tacy producenci, których rozpoznaje się po paru dźwiękach. Płyty robione na przykład przez Duke’a Robillarda zawsze delikatnie swingują i nie jest to trudne do wychwycenia.
Sam Duke jest nawiasem mówiąc bardziej znany jako muzyk. Podobnie jest w przypadku Dana Auerbacha z Black Keys, który zajął się produkcją najnowszego albumu nie byle kogo, bo Dr. Johna.
Dr. John funkcjonuje w świecie muzycznym już od sześćdziesięciu lat. Ponad pół wieku temu, jeszcze pod prawdziwym nazwiskiem Mac Rebennack, grał i śpiewał m.in. z gwiazdą poprzedniej epoki, Profesorem Longhair’em. Potem zajął się karierą solową, wydając kilkadziesiąt płyt, które jednak nie trafiły do kanonu bluesa, tak samo jak Dr. John, w przeciwieństwie do swoich scenicznych kolegów, również nie stał się synonimem niebieskich dźwięków. Zastanawiałem się, czy najnowsza płyta to zmieni…
Chyba każdy marzyłby o takiej produkcji dźwiękowej. Wszystkie płyty Black Keys brzmią wybornie, więc podejrzewałem, że i "Locked Down" z Danem Auerbachem jako producentem nie będzie wyjątkiem. Nie myliłem się. Szkoda tylko, że oprócz świetnej produkcji najnowsze dzieło Dr. Johna nie przedstawia wielkiej wartości. Głównie z powodu średnich, mało wyróżniających się kompozycji i umiarkowanej formy autora. Całość pozytywnie uzupełniają wstawki Dana Auerbacha zarówno gitarowe, jak i wokalne.
Niełatwo ocenić najnowszy album Dr. Johna. Vintagowe brzmienie, znane z wydawnictw Black Keys dosłownie wbija w fotel i wielu muzyków byłoby w stanie na jego fali osiągnąć wyżyny możliwości. Dr. John wcale jednak tutaj nie porywa i jest to dość dziwne, bo nie jest on muzykiem z dolnej półki, a współudział Dana Auerbacha nie tylko jako producenta, ale i wykonawcy, również powinien mieć znaczenie. "Locked Down" nie jest złą płytą i ma swój klimat, lecz oczekiwania wobec niej były bardzo wysokie. I choć co prawda nie zostały one spełnione, to należy się cieszyć, że tak wielu muzyków współcześnie wciąż sięga po brzmienia z minionej epoki.
Kuba Chmiel