Andrea Marr

Little Sister Got Soul

Gatunek: Blues i soul

Pozostałe recenzje wykonawcy Andrea Marr
Recenzje
2011-05-23
Andrea Marr - Little Sister Got Soul Andrea Marr - Little Sister Got Soul
Nasza ocena:
7 /10

Andrea Marr to mało znana w Polsce wokalistka z Australii. Swą zawodową przygodę z muzyką rozpoczęła w 1999 roku. Przebojem wdarła się na tamtejszą scenę bluesową. Ukoronowaniem jej dotychczasowej kariery jest z pewnością tytuł 'Wokalistki Roku',  przyznany w 2009 w ramach Australian Blues Music Awards.

Recenzowana tu płyta w tym samym roku uhonorowana została tytułem Best Self Produced CD. W międzyczasie, Marr wyróżniana była także w lokalnych plebiscytach, zarówno w kategorii 'wokalistka', jak i 'wykonawca bluesowy'. Andrea, razem ze swoim zespołem, reprezentowała również Australię na International Blues Challenge w Memphis w 2006 roku.

"Little Sister Got Soul" to pierwsza płyta Marr, jaka ukazała się na rynku amerykańskim oraz druga pełnoprawna w jej dorobku. Jej debiutancki album, wydany w 2006 r. "Watch Me Work It", zawierał sporą porcję porządnego blues-rocka z mocnymi partiami gitary, harmonijką i hammondowymi akordami. To właśnie wokal Marr był tym, co wyróżniało płytę na tle innych, utrzymanych w podobnej stylistyce. Wysoki, dźwięczny głos o dużej skali, który zresztą w najwyższych rejestrach kojarzył mi się z... Igą Cembrzyńską. Produkcja klarowna, bez zbędnych udziwnień i kombinowania. Nie ukrywam, że bardzo mi się spodobało takie granie i, w moim odczuciu, Andrea Marr wysoko zawiesiła poprzeczkę. Czy najnowszą płytą sprostała tym oczekiwaniom? O tym niżej.

Na 41 minut muzyki, wypełniającej "Little Sister Got Soul", składa się 10 utworów, z których siedem stanowią kompozycje własne A. Marr. Pierwszym utworem na płycie jest "Soulville" z repertuaru Dinah Washington. Otwierają go gospelowo brzmiące organy Hammonda, zupełnie, jak w kościele w czarnej dzielnicy, co potęguje moje zainteresowanie. Dalej, niestety, jest nieco gorzej. Słyszymy klimaty raczej jak z filmu "Blues Brothers", nie zaś  coś w stylu produkcji wytwórni Stax. Niby też nieźle, ale bez szaleństwa. Tak czy owak, to na pewno bardzo dobry pomysł, by utwory w tego rodzaju stylistyce włączać do repertuaru.

Pierwsza z kompozycji Andrei Marr, "Steam Up The Windows", stylistycznie nawiązuje wprost do pierwszej płyty. Świetnie zagrany blues, z sekcją dętą w tle. Całkiem nieźle prezentuje się "I Prefer You" z repertuaru Etty James; tylko toporny werbel rozwala cały nastrój. Zresztą, werbel jest niesławnym bohaterem tej płyty. "Don’t Touch What You Can’t Afford" to szybki blues w gatunku tych, które nie pozwalają usiedzieć na miejscu. Świetne chórki, dobre dęciaki, bardzo miłe kołysanie - w sumie daje to jeden z najlepszych utworów na płycie. Nieźle wypada też kolejny, "Superwoman", z komplementami jak powyżej. Dodatkowym atutem jest sympatyczna solówka na saksofonie tenorowym.

Dobra passa musi się jednak kiedyś skończyć. "If I Leave This World Tomorrow" miałem okazję słyszeć w wykonaniu autora, tj. Glenna Kaisera. Zarówno w wersji akustycznej, tylko z gitarą, jak i w elektrycznej - w wykonaniu power trio. To wolny, gitarowy blues. Kompozycja dość typowa, ale w oryginalnym wykonaniu wypełniona pasją, żarem i energią. Niestety, interpretacja zaproponowana przez Andreę Marr i jej zespół nie przekonuje mnie zupełnie, a anielski chórek najzwyczajniej tu nie pasuje. No i znów ten toporny werbel, który skutecznie niszczy nastrój i odbiera wszelką przyjemność słuchania. Wokalnie Andrea też przesadziła - za dużo tu niepotrzebnych ozdobników i zbędnej wokalnej gimnastyki. Na szczęście, kolejne utwory prezentują się bardziej niż przyzwoicie. Szczególnie podoba mi się szybki "What’s Wrong With You" oraz dużo spokojniejszy "Baby Got Me Crazy"; choć w tym drugim werbel po raz kolejny psuje przyjemność słuchania.

Andrea Marr bez wątpienia ma w sobie wielki potencjał wokalny. Mam tylko wątpliwości, czy na tej płycie rzeczywiście eksplodował z pełną mocą? Głos niewątpliwie ma ciekawy i nietuzinkowy, jednak sposób, w jaki go używa, wymaga jeszcze dopracowania. Może współpraca z jakimś zdolnym producentem muzycznym pozwoliłaby pokazać pełnię talentów Andrei Marr?

Robert Trusiak