Open Blues to całkiem nowy zespół na polskiej scenie bluesowej, jednak jego członków nie sposób nazwać debiutantami. Każdy z nich ma bowiem bogate doświadczenie muzyczne, zdobyte w różnych formacjach, nie tylko bluesowych zresztą.
Zespół Open Blues tworzą zatem: Przemysław Łosoś - śpiew i harmonijka, Wiesław Kryszewski - gitara i śpiew, Tomasz Imienowski - bas, Igor Nowicki - instrumenty klawiszowe, Grzegorz Minicz - perkusja. Na co dzień muzycy ci występują m.in. w takich zespołach, jak: Nocna Zmiana Bluesa, Tortilla, Banaszak & The Best, Irena Jarocka, Side Effect...
Jak wspominają członkowie grupy, do jej powstania doszło zasadniczo przez przypadek i łaskawe zrządzenie losu. Podczas jam session, jakie miało miejsce na imprezie urodzinowej Sławka Wierzcholskiego w kwietniu 2008 r. okazało się, że wspólne granie daje panom niezwykle dużo radości, a efekt muzyczny jest wielce zadowalający. Wtedy to powstała myśl o stworzeniu czegoś bardziej trwałego. Przez ponad dwa lata formacja docierała się na jamach organizowanych w każdy wtorek w Toruńskiej Piwnicy Artystycznej. Była więc okazja do zgrania się i doszlifowania repertuaru. Naturalną konsekwencją stały się także regularne koncerty oraz powstanie autorskich kompozycji. A stąd już tylko krok do pomysłu na nagranie własnej płyty. Dzięki wrodzonej operatywności, zespołowi udało się zdobyć mecenasa, który byłby skłonny wyłożyć pieniądze na ten cel. I oto mamy debiutancki krążek zatytułowany "Seta W Ryja". Materiał został zarejestrowany na żywo podczas koncertu, jaki odbył się w klubie Lizard King w Toruniu 14 września 2010 r.
Nie ukrywam, że kiedy biorę do ręki płytę formacji bluesowej, a wśród tytułów rozpoznaję standardy, moja czujność zostaje postawiona w stan najwyższej gotowości. Po pierwsze, niestety, często powtarzają się te same kompozycje, po drugie może to oznaczać, że zespół najzwyczajniej w świecie nie ma pomysłów na własne utwory i dlatego posiłkuje się cudzą twórczością. Oczywiście w żaden sposób nie dyskredytuje to ani płyty ani wykonawcy, pod warunkiem, że przedstawione zostaną ciekawe interpretacje na dobrym poziomie. Na 9 utworów, jakie na swej płycie umieścili muzycy Open Blues, aż 5 to właśnie znane i ograne standardy muzyki bluesowej.
Na początku możemy jednak zapoznać się z kompozycjami autorskimi, i to całkiem udanymi. Otwierający materiał "Blues Zawładnął Moją Duszą" to sympatyczny, żwawy blues, który w warstwie tekstowej skojarzył mi się natychmiast z "Blues Overtook Me" Charliego Musselwhite’a. Świetne solówki gitary i klawiszy. Tytułowy "Seta W Ryja" to bez wątpienia przebojowa kompozycja, doskonale nadająca się do promocji albumu. Taki singlowy hicior z ciekawą gitarą, wygrywającą motyw przewodni, oraz bardzo udanymi solówkami na harmonijce i pianie elektrycznym. Pierwszy ze standardów to nieśmiertelne "Boom Boom" John Lee Hookera. W wykonaniu Open Blues, utwór napędzany jest zasuwającą jak parowa lokomotywa perkusją. Pięknie brzmiące hammondowymi akordami instrumenty klawiszowe oraz kolejna ciekawa solówka na harmonijce stanowią niezaprzeczalne atuty tego wykonania. Bardzo udana interpretacja, i to mimo tego, że "Boom Boom" słyszałem już dziesiątki razy w różnym wykonaniu. Kolejny evergreen, to jest "Walkin’ By Myself" nie prezentuje się już tak okazale. Dodatkowo, uważam że, od strony wokalnej wypada dość blado. Z kolei w "The Thrill Is Gone" zespół przedstawia absolutnie nieprzeciętną interpretację. Całość przesycona jest zwiewnym, mocno jazzującym klimatem. Solo zagrane na "moogowsko" brzmiących instrumentach klawiszowych to prawdziwy majstersztyk. Wydawać by się mogło, że takie elektroniczne dźwięki nie pasują do bluesa, ale nic bardziej mylnego. Fantastyczne wykonanie. Niestety, chyba zabrakło pomysłu i "Missin With The Kid" brzmi co najwyżej poprawnie, bez specjalnych uniesień. Podobnie rzecz ma się z zamykającym płytę "I Want To Be Loved". W tzw. międzyczasie zespół prezentuje dwie, całkiem zgrabne, kompozycje własne.
Pierwsze wrażenie, jakie nasuwa się po przesłuchaniu całości, to z pewnością spory niedosyt. Przede wszystkim, płyta jest zbyt krótka - tylko 38 minut. Po drugie, wcale nie czuć atmosfery koncertu. Tylko zdawkowe brawa po zakończeniu utworu świadczą o takiej właśnie formie nagrania materiału. Żadnej podgrzewającej atmosferę interakcji z publicznością czy innych tego typu sytuacji. Po trzecie szkoda, że tak mało autorskich kompozycji, bo te, które słyszymy, pokazują spory muzyczny potencjał zespołu. Po czwarte, Przemysław Łosoś jako wokalista zdecydowanie lepiej prezentuje się w utworach śpiewanych po polsku. A może po prostu kompozycje własne zostały tak napisane, by lepiej wpasować się w jego możliwości wokalne?
Podobno Open Blues ma już materiał na nową płytę, która zgodnie z zapowiedziami będzie w całości po polsku, a jej wydanie planowane jest jeszcze w tym roku. Nie ukrywam, że z niecierpliwością czekam na nowe propozycje zespołu, ponieważ to, co usłyszałem na płycie "Seta W Ryja" tylko zaostrzyło mój apetyt.
Robert Trusiak