Rok 2010 Maciek Balcar może uznać za udany. Ukazały się aż trzy albumy z jego udziałem, choć nie wszystkie z aktualnym repertuarem. Nie ma to jednak większego znaczenia dla odbioru muzyki, która broniła się na każdej płycie.
Na najnowszą płytę Dżemu musieliśmy czekać aż sześć lat. Następczyni "2004", czyli "Muza" jest drugim albumem kapeli nagranym z udziałem Maćka Balcara, a pierwszym z Januszem Borzuckim, który zastąpił tragicznie zmarłego w 2005 roku klawiszowca, Pawła Bergera. Na "Muzie" upchnięto grubo ponad 70 minut muzy i to tyle jeżeli chodzi o fakty.
"Muza" to album wielu kontrastów. Rock łączy się tu z blues-rockiem, reggae zahacza o pop. Przebojowo zaśpiewane partie wymieszane są z jamującymi wstawkami gitar. Co najważniejsze jednak - bardzo dobre utwory sąsiadują z dość przeciętnymi. Jakby się uprzeć, to z zaprezentowanego materiału można by ułożyć trzy odległe stylistycznie płyty i na dodatek o diametralnie różnym poziomie muzycznym. Z jednej strony mamy do czynienia ze świetnymi kompozycjami: "Partyzant", "To wszystko, co mam", "Strach". Obok nich pojawiają się jakieś knajpiano-wiejskie motywy, które tylko momentami przeradzają się w coś ciekawszego. Część z nich uratował wokalnie Maciek Balcar, choć nie zawsze mu się to udawało. Maciek zresztą podnosi swoim wokalem wartość płyty, wiele partii pobrzmiewa jego pomysłami. Pozostali muzycy nie wykazali się już taką pomysłowością. Połączyli za to w sprytny sposób swoje poprzednie zagrywki, z kilkoma zerżniętymi od The Allman Brothers Band i Gov’t Mule. Zrobili to jednak na tyle profesjonalnie, że należy im się szacunek.
Wszystkie narzekania idą jednak w niwecz wobec najważniejszego stwierdzenia: w przypadku "Muzy" mamy do czynienia z płytą nagraną na bardzo wysokim poziomie. Mniej interesujące partie stanowią krople w morzu całości, z której da się wybrać sporo perełek. Z pewnością zachwycą i zaskoczą one nawet starych fanów Dżemu. A pozostałych i tak powalą na kolana.
Kuba Chmiel