Cztery lata temu, z okazji promocji ostatniego albumu Gorefest "Rise to Ruin", wokalista zespołu Jan-Chris de Koeijer powiedział w jednym z wywiadów, że o gitarzyście Boudewijnie Bonebakkerze krążą niestworzone historie, że jest fanem bluesa i nie lubi metalu, a przecież napisał trzy najostrzejsze kawałki, umieszczone na wspomnianym wyżej krążku.
"The Ways of the Gingerpig" dowodzi, że prawda była nieco inna. W rok po rzeczonym wywiadzie powstaje oto Gingerpig, a chwilę później Gorefest zalicza drugi rozpad, tym razem chyba definitywny (choć, z drugiej strony, w muzycznym biznesie wszystko jest w zasadzie możliwe). Bluesowe zainteresowania gitarzysty nie były zresztą żadną wielką niespodzianką, powszechnie wszak wiadomo, że to właśnie on odpowiadał za ostateczny kształt najbardziej kontrowersyjnego ze wszystkich albumów Gorefest, "Soul Survivor" sprzed 15 lat, pełnego hardrockowego feelingu i zarejestrowanego z użyciem Hammondów.
Gingerpig to zespół, który, jak podejrzewam, Boudewijn Bonebakker chciał założyć od zawsze, ale z niewiadomych przyczyn zwlekał z tym aż do teraz. Miejsce, w którym mógłby wreszcie dać upust swym muzycznym fascynacjom, co najważniejsze, bez oglądania się na kogokolwiek. Suburban Records, która wydała recenzowany, debiutancki krążek kapeli, całkiem trafnie posłużyła się etykietą 'eclectic bluesrock', ale nawet i ona nie wyczerpuje w pełni wachlarza zawartych tu dźwięków, inspiracji, nastrojów.
Ruda świnka podąża naprawdę krętymi ścieżkami; odwiedza różne terytoria. Co ciekawe, mimo że Bonebakker jest niekwestionowanym liderem Gingerpig, stworzył cały materiał i napisał doń wszystkie teksty, najważniejszym instrumentem wcale nie jest tu gitara, a Hammondy. Tak, miłośników tych organów czeka na "The Ways of the Gingerpig" prawdziwa uczta. Klawisze pracują nieustannie, najczęściej wysuwając się na pierwszy plan, przez co spora część płyty krąży wokół rocka progresywnego, gdzie nazwisko Keitha Emersona może być sensownym wyznacznikiem przyjętej stylistyki.
Na drugim biegunie znajdują się kawałki bliższe bluesowych korzeni. Przede wszystkim, mój faworyt "Pipedream" - świetny balladowo-knajpiany utwór, z soulowym kobiecym chórkiem. Kolejnym jest "Digging with Bare Hands", jeszcze jeden barowy, lekko przydymiony, nieśpieszny twór z doskonałą współpracą klawiszy i odważniej wyeksponowanej gitary. Gdyby cały album utrzymany był w podobnym klimacie, z miejsca padłbym na kolana. Warto wspomnieć również o "Joe Cool (The Fool)" ze znakomitą partią fletu.
Całość całkiem nieźle ze sobą współgra, choć nie do końca przekonują mnie wspomniane progresywne elementy. Być może, spodziewałem się bardziej bluesowego materiału, z silniejszą nutą retro. Hammondy uwielbiam, ale niekoniecznie w nadmiarze. O ile jednak warstwa instrumentalna jest właściwie bez zarzutu, o tyle momentami irytują mnie wokale Bonebakkera (on właśnie wziął na siebie rolę frontmana). Nie da się ukryć, że nie jest śpiewakiem idealnym; zdecydowanie najlepiej radzi sobie w momentach spokojniejszych, bez nadmiernej ekspresji. Tu bowiem po prostu wkradają się fałsze. Szczerze mówiąc, trochę szkoda, że za mikrofonem nie stanął jednak jakiś inny, lepszy technicznie wokalista, ale zdaję sobie sprawę, że tym razem Bonebakker nie chciał ponownie dać się zepchnąć tylko do roli gitarzysty.
Czegoś mi w "The Ways of the Gingerpig" brakuje, czegoś, co nie pozwala mi bardziej zachwycić się tym materiałem. Nie wiem nawet, co to dokładnie jest. Zdecydowanie czuję jednak, że Gingerpig ma potencjał, a muzyków na pewno stać na więcej. Warto obserwować dalsze losy tego projektu; moim zdaniem można zakładać, że w przyszłości będzie jeszcze ciekawiej.
Szymon Kubicki