Kirsten Thien

Delicious

Gatunek: Blues i soul

Pozostałe recenzje wykonawcy Kirsten Thien
Recenzje
2010-12-08
Kirsten Thien - Delicious Kirsten Thien - Delicious
Nasza ocena:
7 /10

Jednym z ostatnich tematów w polityce jest kwestia ustawy wprowadzającej parytet dla kobiet na listach wyborczych. Można zastanawiać  się nad frekwencją płci pięknej w życiu publicznym, lecz inna sprawa dotyczy tego, czy powiększanie list wyborczych kosztem wiarygodnych i budzących zaufanie polityków płci męskiej ma głębszy sens.

Wszak wydaje się, że mający coś do powiedzenia polityk powinien osiągnąć swój cel bez względu na płeć. Na szczęście, w muzyce tego typu podziały nie istnieją, więc Kirsten Thien zasługuje na wyróżnienie nie tylko z tego powodu, że jest kobietą.

Gdy w spisie inspiracji danego artysty pojawiają się takie nazwiska, jak Aretha Franklin, Otis Redding i Al Green jasne jest, że mamy do czynienia z wokalistą. W tym wypadku wokalistką i to nie byle jaką. Stylistycznie obracającą się w klimatach Susan Tedeschi i Bonnie Raitt. Techniczne podobieństwa pozostawiam ocenie znawcom, z pewnością jednak są one porównywalne. Dla niektórych może o tym świadczyć obecność legendarnego Huberta Sumlina na płycie. Mniej znany, lecz również nie byle jaki harmonijkarz Billy Gibson też uszlachetnił swym instrumentem to wydawnictwo. Mowa tu o albumie "Delicious", trzecim w dorobku wokalistki i gitarzystki Kirsten Thien.


"Delicious" to typowa płyta dla  śpiewających pań, których w przemyśle rhythm&bluesowym nie brakuje. Mówiąc "typowa" mam na myśli specyficzne podejście do tworzenia kompozycji i rejestracji nagrań. Chodzi o to, że wszystko jest skonstruowane tak, by uwypuklić możliwości wokalne artystki. Jestem zwolennikiem bardziej ogólnego spojrzenia na cały zespół i podkreślenia wszystkich jego  elementów, choć oczywiście znajdą się i tacy, którym do szczęścia wystarczy podziwianie znakomitego, bądź co bądź, kunsztu wokalnego Kirsten Thien. Nie zapomnijmy też, że postawiono tu w dużej mierze na melodie, a wiele z nich zapada w pamięć. Znamienita część kompozycji to autorskie dzieła artystki, a kilkoma bluesowymi coverami uczyni z pewnością, choć w niewielkim stopniu, zadość purystom.

Kirsten Thien bez wsparcia feministycznych bojówek ani rodzinnego zaplecza przeciera sobie szlak do sławy. Wydaje się, że jest to słuszna i zasłużona droga, a wsparcie artystki chwilą uwagi trudno nazwać czasem zmarnowanym.

Kuba Chmiel