Ci, co nie wierzą w konserwujące właściwości muzyki bluesowej, powinni natychmiast spojrzeć w metryki największych gwiazd bluesa. W niesłabnącej formie nagrywają one płyty i mimo szóstego, siódmego, a nawet ósmego krzyżyka wciąż zadziwiają swoich fanów. Buddy Guy nie pozostaje w tym wypadku wyjątkiem i kilka miesięcy po 74 urodzinach prezentuje swój kolejny album.
Buddy Guy na stałe wpisał się w dorobek muzyki rozrywkowej. Zaliczany jest do twórców chicagowskiego brzmienia West Side, nagrał dziesiątki płyt, które stanowiły inspirację dla Jimiego Hendrixa, Erica Claptona i Steviego Ray Vaughana. Gdy pomysły mu się skończyły, zaczął zapraszać na sesje nagraniowe znanych artystów młodszego pokolenia, co zresztą nie wydaje się niczym zaskakującym w muzycznym świecie. Ważne, że Buddy nie dał o sobie zapomnieć. Najważniejsze jednak, że niedawno postanowił wydać płytę, na której znowu miał zagrać pierwsze skrzypce. I już za sam ten fakt należy mu się duży plus.
Na "Living Proof" pojawiają się duże nazwiska. Występujący tu B.B. King i Carlos Santana na szczęście pełnią marginalną rolę. Mówię - na szczęście, bowiem do płyt z udziałem gości w roli głównej mogliśmy się ostatnio przyzwyczaić. Tym razem Buddy Guy powraca do starego, dobrego, gitarowego grania. Nie jest to może powrót na miarę renesansu, na tyle jednak znaczący, by fani wcześniejszych produkcji poczuli się jak w domu.
Większość spośród dwunastu kompozycji zawartych na albumie oparta jest na ostrych, gitarowych riffach. Silny i charyzmatyczny głos Buddy’ego świetnie komponuje się z drapieżnymi solówkami. Przygrywający zespół schowany jest nieco w tle, co pozostawia drobne uczucie niedosytu w tej kwestii. Brakuje trochę wstawek klawiszowych, basowych i perkusyjnych, ale fanatycy gitarowego łojenia nie zwrócą na to pewnie uwagi. Tym bardziej, że Buddy Guy jest w znakomitej formie i chełpi się nią w każdym utworze. Do tego również odnoszą się niektóre teksty. Nie brakuje też motywów refleksyjnych i wspomnień minionych lat bardzo bogatej kariery muzycznej.
"Living Proof" z pewnością odstaje nieco od najlepszych płyt Buddy’ego Guya. Niemniej jest to bardzo dobra płyta i świetna odskocznia po poprzednich, zaludnionych od gości albumach. Polecam ją nie tylko fanom mistrza, ale i wszystkim miłośnikom gitarowego grania.
Jakub Chmiel