Od czasu, gdy blues pojawił się na Wyspach Brytyjskich za sprawą jego lokalnych propagatorów, kolejni naśladowcy starają się grać go na rockowo. Za nic mają sobie od wieków kultywowaną tradycję amerykańską. Okazuje się jednak, że wśród brytyjskich bluesmanów ostali się jeszcze tacy, którzy pamiętają, jak powinien brzmieć tradycyjny blues. Jednym z nich jest Gordon Smith.
Gordon Smith śmiało może o sobie mówić, że urodził się w czepku. Któż nie marzy o tym, by na jego debiutanckiej płycie jako sidemani zagrali muzycy Fleetwood Mac, w tym Peter Green. Tak się stało w 1968 roku za sprawą albumu "Long Overdue". Kariera Gordona Smitha od tego czasu nie nabrała zbyt dużego tempa, choć błędem byłoby stwierdzić, że przez cały ten okres próżnował. Tak czy owak, w 2008 roku, po długiej przerwie powrócił z płytą "The Essential".
Spośród 15 kompozycji zawartych na albumie zaledwie trzy są autorstwa Gordona Smitha. Pozostałe to standardy m.in. Blind Lemona Jeffersona, Muddy’ego Watersa i Roberta Johnsona. Jak powszechnie wiadomo, w bluesie nie przesądza to jeszcze o jakości albumu. Ta w tym wypadku jest zadowalająca. Gordon Smith okazuje się dość dobrym gitarzystą, szczególnie chętnie sięgającym po gitarę akustyczną. Wokalnie nie jest już tak dobry, momentami podczas wygrywania standardów akustycznych jest wręcz nie do zniesienia. Wynika to prawdopodobnie z dość wysiłkowego podejścia do śpiewu. Niepotrzebnie, bo artysta posiada ładną barwę głosu i na szczęście w większości kompozycji na niej bazuje, nie zapędzając się w niedostępne dla niego rejestry. Tak też dzieje się w przypadku elektrycznych bluesów, które w jego wykonaniu brzmią bardzo autentycznie. Przygrywa mu tu delikatna sekcja rytmiczna, a całość wzbogaca harmonijkarz Alan Glen.
Kto nie wierzy, że "Angole" potrafią zagrać amerykańskiego bluesa, powinien sięgnąć po płytę "The Essential" Gordona Smitha. Ten bardzo dobry gitarzysta i przyzwoity wokalista zaciera stereotypy i aż dziw bierze, że nie obrósł do tej pory sławą. Może wynika to z niewielkiego dorobku fonograficznego. Smith stara się jednak to naprawić za sprawą swojego ostatniego albumu, dzięki czemu może usłyszy o nim tym razem cały świat.
Kuba Chmiel