Muzyczna archeologia to u bluesmanów popularna i wciąż pogłębiana dziedzina nauki. Nie brak zapaleńców, którzy poświęcają całe swe życie na odgrywanie i komponowanie utworów w konwencjach sprzed niemal stu lat. Jednym z tych żywych, muzealnych eksponatów jest pasjonat akustycznego bluesa, Andy Cohen.
Andy Cohen to współczesny bard, który żyje z grania muzyki. Zjeździł niezły kawałek Stanów Zjednoczonych, zatrzymując się wszędzie tam, gdzie grunt podatny był na bluesa. Słuchacze jednak wykazywali się dużą dozą wyrozumiałości, bo prezentowany przez Cohena materiał nie zapewnia rozrywki na miarę współczesności. Dźwięki na płycie "Built Right On The Ground" pochodzą z pogranicza country bluesa i americany, czyli muzyki amerykańskich trubadurów. Andy Cohen wyśpiewuje swoje historie, przygrywając sobie do tego na gitarze i pianinie.
Możliwości instrumentalne muzyka są godne podziwu, bardzo sprawnie radzi on sobie w gitarowym stylu finger-picking i jako pianista boogie-woogie. Jego gra jest dopieszczona należytą dynamiką i interesującą artykulacją. Z wokalem jest już nieco gorzej. Ze swoim kozim vibrato i wiejską manierą Andy Cohen brzmi jak poganiacz bydła. Może dla amerykańskich kowbojów ma to wartość sentymentalną, ale pozostali słuchacze nie przyswoją sobie tych zaśpiewów, chyba, że wyjątkowo upodobali sobie kulturę dzikiego zachodu. Na domiar złego nie wszystkie frazy wyśpiewane przez Cohena brzmią czysto.
Do najnowszego albumu Andy'ego Cohena należy podchodzić z rezerwą. Prezentowany materiał to raczej gratka dla muzycznych archeologów, pasjonujących się dźwiękami z minionej epoki. Ci łakomie będą sycić się każdą wygrywaną nutką pasującą do konwencji, wszak płyta odwzorowała ją znakomicie. Dla wielu jednak może to być za mało, ale nawet im polecam sięgnięcie po ten album choćby w celach edukacyjnych.
Kuba Chmiel