Chyba zapomniałem
Gatunek: Blues i soul
Gitarowy talent Michała Szczerbca zapewne znany jest tym, którzy choćby kątek oka obserwują zmagania gitarzystów w konkursie „Solo Życia” organizowanym przez Mietka Jureckiego. Szczerbca wyróżniano kilkukrotnie.
Grał na scenie choćby z Leszkiem Cichońskim i Krzysztofem Ścierańskim. Solowo zadebiutował ciepło przyjętym albumem „Stany skupienia” (2016). „Chyba zapomniałem” to jego drugi krążek, na którym Szczerbiec postanowił pobratać się z estetyką bluesa. Wychodzi to zresztą całkiem nieźle, szczególnie, że Szczerbiec garściami czerpie z klasyki rodzimego bluesa – włączając w to twórczość choćby Tadeusza Nalepy, choć na moje ucho materiał z „Chyba zapomniałem” najbliższy jest blues-rockowej części muzycznego żywota Jacka Skubikowskiego. Kiedy z głośników sączyły się takie numery jak „Blues o czarnej” czy „Nie jestem tylko cieniem” od razu na myśl powracają kawałki Skubikowskiego w duchu „Dobre miejsce dla naiwnych” albo „Było nas dwoje”.
W instrumentalnej wrażliwości Szczerbca da się wyczuć również wcale nie tak delikatne inspiracje gitarowym soundem Marka Knopflera, choćby w „Chyba zapomniałem” czy „Ten samotny blues”. Z kolei „Statysta” śmiało mógłby znaleźć się na płycie Piotra Bukartyka „O zgubnym wpływie wyższych uczuć”, na której roiło się od bluesów i jazzów w takim duchu. Szczerbca z Bukartykiem łączą również teksty poruszające problematykę relacji międzyludzkich, przede wszystkim na linii ona-on. To przy okazji zupełnie ciekawe opowieści o mężczyznach, w których życiu uczuciowym nie bardzo się udało, ale i też z tego powodu jakoś przesadnie nie rozpaczają, są raczej pogodzeni z losem.
Na „Chyba zapomniałem” rządzi przede wszystkim blues, choć nie da się uniknąć odniesień również i do jazzu – to przede wszystkim zasługa saksofonu Arka Osenkowskiego, dość szczodrze obdarowującego kolejne utwory niezłymi momentami swojego instrumentu. Świetne solo zagrał chociażby w wieńczącym album, skocznym i mocno funkowym „Za szybą”. Osenkowski ujawnia się też na flecie nadając przy tym „Intuicji” delikatności i powabu. Bardzo przyjemne partie stworzył również Artur Mikołajski muskający klawisze pianina, choćby w „Intuicji” i „Statyście”.
Instrumentalny warsztat Szczerbca nie pozostawia wiele do życzenia, choć jest to płyta oszczędna w wirtuozerskie zapędy. Gitarowe podkłady są solidną podbudową pod wokale, a solówki – choć utrzymane raczej w wolnych i średnich tempach – to melodyczne i idealnie wtapiające się w niespieszny, może nawet trochę rozmarzony klimat utworów. Tam gdzie trzeba Szczerbiec gra na rockowo („Blues o czarnej”, „Nie jestem tylko cieniem”), gdzie indziej znowu serwują płaczliwą kanonadę („Statysta) albo knopflerówkę („Ten samotny blues”). Gitarowo jest to kawał niezłej roboty.
„Chyba zapomniałem” to w gruncie rzeczy album wypełniony spokojnymi piosenkami czerpiącymi z bluesa, choć odwołującymi się również do jazzu czy rocka. Materiał jest nieprzekombinowany i stonowany. Szczerbiec bardziej melorecytuje niż śpiewa, ale taki przecież był i blues. To wystarcza jeśli opowiada się dobrą historię, a tych ma artysta na nowym albumie kilka. Jasna, powstało w historii wiele płyt większych, oryginalniejszych i potężniejszych, ale to nie przeszkadza „Chyba zapomniałem” dawać niezobowiązującej przyjemności z odsłuchu.