„Neon Highway Blues” to już ponad dwudziesta płyta w przebogatej dyskografii Gary’ego Hoey’a. Gitarzysta i wokalista niegdyś związany z ciężkim rockiem z częstymi wyskokami w kierunku klimatów surfowych (to zapewne pokłosie występów na początku lat 90 w kalifornijskiej grupie Heavy Bones), dziś chce grać przede wszystkim bluesa.
Oczywiście zdarza mu się wciąż pograć ciężko, jak w nawiązującym do hard rocka z lat '80 kawałku „I Felt Alive” czy blues rockowym „Living The Highlife”. Również motywy surfowe tu i ówdzie rozświetlą kompozycje, jak w przypadku tytułowego, napędzanego gitarowymi motywami granymi slide „Neon Highway Blues” czy majestatycznego „Waiting Of The Sun”, rzeczywiście mającego w sobie coś z klimatów oczekiwania na plaży na wschód słońca – oba kawałki to utwory w pełni instrumentalne. Można do nich dorzucić jeszcze trzeci „Almost Heaven”. Wszystkie trzy atmosferą nawiązują do tej bardziej nastrojowej twórczości Joe Satrianiego w typie kawałka „Cryin” (z albumu „The Extremist”), gdzie gitary grają wyjątkowo delikatne melodie z czasem ruszając w kierunku mocniej emocjonalnych, wysokich i piskliwych dźwięków.
Cała reszta materiału to różne odcienie bluesa, od tych bardziej funkowych („Under The Rug” z gościnnym udziałem Erica Galesa), poprzez slidowe gitary nasączone klimatami southernowymi („Your Kind of Love”), dzięki żwawszej sekcji nawiązujące do boogie („Still Believe in Love”) czy zdecydowanie obciążony przesterowanymi gitarami „Damned If I Do” (z gościnną gitarą Lanca Lopeza). Są jeszcze chicagowski „Mercy of Love” (w kawałku zagrał Josh Smith) i nagrany z synem Ianem „Don’t Come Crying”, również nawiązujący do stylu chicagowskiego.
I o ile gitary na „Neon Highway Blues” grają zawsze fantastycznie i elektryzująco, krzeszą znakomite frazy, solówki nieustannie łapią odpowiedni flow, linie melodyczne potrafią przykuć uwagę, a czasem przyjemnie rozleniwić, to największą bolączką nowej płyty Gary’ego Hoey’a jest przerażająco nudna i bezbarwna sekcja, na tyle, że równie dobrze można by było zaprogramować automat. Tam się nie dzieje absolutnie nic ciekawego, całość jest sterylna jak blok operacyjny i poprawna jak układ haseł w encyklopedii. Brzmi to trochę jakby perkusista Matt Scurfield i basista AJ Pappas rozwiązywali niezbyt zresztą skomplikowane równanie matematyczne. Na tę samą bolączkę cierpiał przecież chociażby ostatni krążek Satrianiego („What Happens Next”), a Satch miał w zespole Glenna Hughesa i Chada Smitha. Coś więc chyba jest z tymi gitarzystami, że nawet mając fantastyczną sekcję, niechętnie dopuszczają ją do głosu. A szkoda, bo to znacząco obniża wartość samej muzyki, która traci sporo uroku i życia tkwiącego w dźwiękach.
Właśnie poprzez brak inicjatywy ze strony perkusji i basu, „Neon Highway Blues” pod płaszczem znakomitych gitar, kryje zupełnie poprawny, a co za tym, po prostu nudnawy szkielet. Efekt nasila trochę zbyt sterylna produkcja.