Blind Willie Johnson spotyka Boba Dylana. Tak można w najkrótszy sposób opisać styl, w którym obraca się jeden z najbardziej zwariowanych przedstawicieli bluesa z Wielkiej Brytanii, jakich do tej pory słyszałem. I mimo, że na swojej ostatniej płycie nagiął chyba wszystkie możliwe zasady przyzwoitości w muzyce, to wysłuchania jej nie należy zaliczyć do straconych chwil.
Zabierając się do odsłuchania tego albumu warto wiedzieć o kilku szczegółach związanych z preferowaną przez Dave’a Arcariego stylistyką. Generalnie, wszystko plasuje się w latach '30 ubiegłego wieku. Podkreślają to typowe rekwizyty muzyków tej epoki: gitara rezofoniczna i metalowa rurka używana do smagania nią strun. Pierwszoplanową rolę pełni tu wokal typu sznaps baryton, który wyśpiewuje najważniejsze problemy, z jakimi boryka się jego właściciel: romantyczne roszady i notoryczny niedostatek alkoholu. To wszystko stanowi główną bazę brzmienia Dave’a Arcariego, lecz on, celem unowocześnienia, dorzuca jeszcze do tego elementy punka i rockabilly. Nie brakuje tu też wędrownych pieśni znanych z repertuaru Boba Dylana. W efekcie otrzymujemy album "Got Me Electric", kolejną propozycję wytwórni Buzz Records. Wbrew tytułowi - surowy, w całości akustyczny.
Niespodziewaną przyjemność sprawiło mi wysłuchanie trzynastu kompozycji zawartych na płycie. Na gitarze Arcari radzi sobie bardzo sprawnie, grając w szybkich tempach karkołomne zagrywki typu finger-picking. Wokalnie już nieco gorzej, czasami w stylu Boba Dylana lub Toma Waitsa, podobnie jak wymienieni nierzadko poza tonacją. I choć z każdym utworem wokal Dave’a Arcariego wydaje się coraz bardziej zachrypnięty, a gitara coraz bardziej rozstrojona, to ciekawość wysłuchania kolejnej opowieści tego bluesowego barda okazuje się silniejsza, niż własne poczucie dobrego smaku.
To płyta definitywnie dla fanów akustycznego bluesa. Ale też nie dla ortodoksów, bowiem frekwencja przełamanych na niej konwencji z pewnością spowodowała liczne wywracanie się w grobach twórców gatunku. Jedno jest pewne - ci, którzy potrafią na to spojrzeć z dystansem, staną się wielbicielami twórczości Dave’a Arcariego.
Kuba Chmiel