Zespół Outsider Blues działa na polskich scenach muzycznych od 2001 roku. W roku 2009 zdecydował się na wydanie debiutanckiej płyty. A zatem przez osiem lat zbierał repertuar na płytę, która w konsekwencji powstała bez wyraźnego zamysłu.
Album ukazał się pod szyldem popularnej bluesowej wytwórni, Flower Records. Całość została wydana, podobnie jak większość produktów tej firmy, w digipacku. Oprawę graficzną stanowi płonąca gitara, niepotrzebnie przywodząca na myśl stylistykę muzyczną kompletnie niezwiązaną z zawartością albumu. Ta ma nawiązywać do bluesa chicagowskiego, o czym informuje nas strona internetowa zespołu.
Zdecydowany brak konsekwencji przyświecał autorom płyty zatytułowanej po prostu "Outsider Blues". Z jednej strony mamy tu klasyczne chicagowskie brzmienia, potwierdzone standardami najlepszych przedstawicieli tego gatunku, a z drugiej pojawiają się dźwięki typowe dla teksańskiej odmiany bluesa. Autorskie kompozycje grupy stylistycznie oscylują gdzieś pomiędzy wymienionymi gatunkami, potęgując uczucie chaosu. Brakuje tu jakiejś myśli przewodniej, przez co wydawnictwo sprawia wrażenie luźnego zbioru utworów, niepowiązanych ze sobą jakimkolwiek wspólnym mianownikiem.
Instrumentalne możliwości zespołu nie budzą zastrzeżeń. Bardzo dobra współpraca muzyków zasługuje tu na pochwałę. Bez większych uniesień, ale i bez zgrzytów słuchacz raczony jest dźwiękami gitar, harmonijki, saksofonu oraz pianina, które w znakomitej jakości zostały zarejestrowane na albumie. Szczególnie interesująca wydaje się gra na gitarze techniką slide w wykonaniu lidera grupy, Jacka Szpytmy. Ten, wraz z Marleną Szpytmą i Markiem Antoszem stanowią wokalny filar zespołu i, jak się okazuje, jego najsłabszy element. Poprawne i nie zapadające w ucho umiejętności wokalistki wydają się i tak anielskim śpiewem w porównaniu z tym, co prezentują pozostali dżentelmeni. O ile jeszcze Jacek Szpytma, świadom swych niedoskonałości, oszczędnie wydobywa z siebie dźwięki, o tyle Marek Antosz, niczym na fali uniesienia, z każdym kolejnym utworem częstuje odbiorców coraz bardziej wysiłkową i męczącą chrypą, całość zdobiąc kwadratowym angielskim.
Debiutancka płyta zespołu z Przeworska na pewno znajdzie swoich fanów. To przyzwoite, bluesowe granie i jeśli nie zważymy na ewidentne wpadki wokalne oraz brak polotu w kompozycjach, to nie zawiedziemy się słuchając tego albumu, do czego mimo wszystko namawiam.
Kuba Chmiel