Ostatnie krążki Gary’ego Moore’a nie były najlepsze i przechodziły bez większego echa. Zupełnie inaczej jest w przypadku wydawnictwa "Bad For You Baby".
Świetna płyta to w tym przypadku za mało powiedziane. Nie wiem, co aż tak pozytywnie wpłynęło na Moore’a, ale jest to według mnie jedna z najlepszych płyt w karierze tego gitarzysty. Znowu jest o nim głośno, a płytę bardzo pozytywnie odbiera zarówno nieco starsze pokolenie, jak i młodzi odbiorcy instynktownie wyczuwający mistrzostwo gry Moore’a. Artysta chciał uzyskać maksymalnie naturalny efekt zbliżony do grania na żywo i uchwycić całą tę pozytywną energię, która jest obecna podczas koncertów, i z pewnością mu się to udało. Gitary zmiksowane są bardzo głośno, trochę w stylu Buddy’ego Guya. Na płycie słychać również wyraźny powrót do bluesowych korzeni nstrumentalisty. Jedyne, co można zarzucić, to lekki archaizm, ale to może być tak samo zarzut jak i zaleta. Na pewno jednak na "Bad For You Baby" nie jest nudno.
Dużo się tu dzieje w kwestii gry solowej na gitarze. Nastrojowe piosenki z pięknymi melodiami trochę w stylu "Parisienne Walkways" mieszają się tu z bardziej rockowymi tematami. Cóż tu dużo mówić, po prostu trzeba posłuchać, bo warto!