Kasa Chorych

W Filharmonii

Gatunek: Blues i soul

Pozostałe recenzje wykonawcy Kasa Chorych
Recenzje
2016-03-23
Kasa Chorych - W Filharmonii Kasa Chorych - W Filharmonii
Nasza ocena:
7 /10

Nie wyrośli na Śląsku, a od 40 lat grają muzykę czarną jak węgiel. W ramach świętowania okrągłej rocznicy powstania Kasa Chorych serwuje nam wyjątkowe wydawnictwo.

Blues to dla mnie prawdziwy fenomen. Umówmy się - od dawna nie jest muzyką głównego nurtu, a mody na takie granie odchodzą równie szybko, jak przychodzą. Mimo to gdyby przejrzeć katalog istniejących na świecie kapel, dam sobie uciąć mały palec u lewej stopy, że to właśnie bluesowe legitymowałyby się najdłuższym stażem.

Zakładam, że o emocje tu chodzi. Nie to, bym uważał, że inne gatunki ich nie mają, jednak te bluesowe są ponadczasowe i najbardziej życiowe, bliskie każdemu człowiekowi bez wyjątku. Utwierdza mnie w tym przekonaniu wydawnictwo "W Filharmonii". Koncertowy album Kasy Chorych nagrano w jej rodzinnym Białymstoku w zeszłym roku. Dziś otrzymujemy go w wersji trzypłytowej: 2xCD i DVD.

Mimo, że wszystkie usłyszane dźwięki są dobrze znane, nawet osobom, które Kasę Chorych słuchają pobieżnie, albo wcale (w końcu cóż nowego można w bluesie wymyślić?), to jednak są przesiąknięte emocjami, szczere, a przez to wciągające. Zarówno ordynarnie prosta instrumentalna prehistoria grupy (np. "Blues chorego"), jak i kawałki nagrane już bez Ryszarda Skibińskiego ("Pod prąd", "Światło") zagrane są przez dżentelmenów z prawdziwą werwą i nasycają mój pokój pozytywną energią.


Pozytywny odbiór ułatwia znakomita realizacja. Zarówno brzmienie (mowa głównie o CD), jak i obraz świetnie wyprodukowano i poprowadzono tak, by wzmacniały przekaz muzyki Kasy Chorych. Sekcja pulsuje, gitary łkają, wokal - mimo że miejscami nieczysty (co, wbrew pozorom, jest całkiem fajne) - pieści uszy.

Dlatego, choć sama muzyka dla osób stroniących od bluesa może wydać się wtórną, tak jej wykonanie to koncertowy cymes, godzien prezentowania młodszym zespołom, by uczyły się, co to znaczy sceniczny power.

Jurek Gibadło