Bezludna Wyspa Bluesa
Gatunek: Blues i soul
Są słuchacze uważający, iż artysta działający w, że tak powiem, obiegu kulturalnym głównego nurtu, nie jest w stanie stworzyć niczego frapującego, wielkiego artystycznie, trudnego, a zarazem dzieła, do którego chce się wracać.
Są ludzie przekonani, że jeśli ktoś brał udział w telewizyjnym show szukającym talentów, to w w najlepszym wypadku jest chwilową sensacją, po czym znika, znika, znika… Też byłem jednym z tych ludzi małej wiary, ale później przesłuchałem "Bezludną Wyspę Bluesa" Natalii Sikory.
Nie ukrywam, jest to album wybitnie wymagający. Nie uświadczymy na nim dwudziestu paru dwunastotaktowców, łatwych melodii czy prostych zaśpiewek, które bombardują nas przez radio. Rozpiętość stylistyczna płyty jest olbrzymia, choć zakotwiczona silnie na bluesowym fundamencie. Jednak styl, z którym album się kojarzy, przynajmniej mnie, to poezja śpiewana. A przy tym muszę dodać, że dynamika w utworach zmienia się jak w kalejdoskopie, Natalia wraz z zespołem zabiera nas w niezwykłe podróże, z których nie będziemy chcieli szybko wracać. Teksty śpiewane przez Natalię Sikorę wyrywają się bluesowemu szablonowi, są pełne alegorii i aluzji ale potrafią też uderzyć dosadnością, jak choćby jej okrzyk "To nie jest kurwa bal" w piosence "Żywcem Pogrzebana". Materiał stanowi przemyślaną całość spiętą instrumentalnymi miniaturkami "W Oku Wieloryba". W końcu krążek zabiera nas na bezludną wyspę, prawda?
Główną bohaterką "Bezludnej Wyspy Bluesa" jest Natalia Sikora i to właśnie ona przykuwa najwięcej uwagi. Kiedy szepcze czy deklamuje kojarzy mi się z Yolandi Visser. Jednak nie jest to kopiowanie. Artystka wie jak modulować głos, od głośnego krzyku po recytację, jej barwa jest frapująca i sprawia, że chce się słuchać kolejnych wyśpiewanych przez nią wersów… Wielkie słowa uznania za skomponowanie muzyki do projektu należą się Piotrowi Proniukowi. Album jest dynamiczny, mimo że utwory się różnią, dzięki czemu całość nie przynosi nudy, a nad każdą piosenką krąży ten sam duch. Czy to przebojowy "Głuchy Pies" czy nastrojowa "Euforia", każdy utwór ma specyficzny posmak. To sprawia, że choć płyta jest eklektyczna, cechuje się chwytliwością, jak niewiele dzieł sztuki ma w sobie nieuchwytne COŚ, co zachęca by do niej wracać. Czuć w "Bezludnej Wyspy Bluesa" ciężką pracę oraz talent artystów (pamiętajmy o instrumentalistach, nawet najlepsze teksty musza mieć tło, a w tym wypadku jest ono wybitne). Posłuchajcie tylko "Furii Głów!"
"Bezludna Wyspa Bluesa" jest genialnym dziełem, chociaż to słowo zdewaluowało się nieco w dzisiejszych czasach, kiedy szasta się nim na lewo i prawo. Doskonale wydany świetny album. Życzę Pani Natalii dalszych sukcesów.
Karol Duda