Don't Call No Ambulance
Gatunek: Blues i soul
Jedno z największych zeszłorocznych odkryć bluesowego świata dorobiło się pierwszej płyty dla dużej wytwórni. Czy Selwyn Birchwood ma zadatki na bycie gwiazdą gatunku?
Istnieje wiele powodów, dla których lubię bluesa, a jednym z nich jest fakt, że w tym gatunku młodym obiecującym/debiutantem może zostać osoba, która dawno wyrosła z kategorii juniora. Zmarły niedawno Michael Burke zaistniał dopiero po czterdziestce, a kariera Boo Boo Davisa na dobre zaczęła się, gdy ten miał… 58 lat. Przy nich 29 lat Birchwooda, które muzyk skończył w tym roku, wygląda jak wiek niemowlęcy.
Selwyn może i wygląda jak wyrośnięty nastolatek, ale muzykiem jest już bardzo dojrzałem. Jako gitarzysta popisuje się wieloma technikami, z grą slide ("Tell Me Why") oraz natchnioną solówką z użyciem wajchy ("The River Turned Red") na czele. Potrafi dorzucić do pieca w ognistym numerze tytułowym, snuje się w pustynnym, półakustycznym bluesie "Overworked and Underpaid", a także zaskoczyć retro klimatem w "Walking In The Lion's Den".
Wielką zaletą Birchwooda jest jego wokal, chropowaty, niski, męski, zaryzykowałbym słowo: seksowny. Jego barwa przypomina mi nieco głos Mike'a Mattisona, znanego z The Derek Trucks Band, tyle że jest bardziej "przepalona", zachrypnięta. Selwyn nie boi się także uderzyć w falset, z którym zresztą radzi sobie bardzo sprawnie - "She Loves Me Not" jest tego świetnym przykładem.
Do bycia królem Amerykaninowi z Florydy jeszcze sporo brakuje, przede wszystkim kompozytorskiej ogłady i oryginalnych pomysłów, ale to przyjdzie z czasem. Radzę mieć na tego "młodziana" oko - jeszcze nie raz sprawi radość naszym uszom i sercom.
Jurek Gibadło