Jarekus Singleton

Refuse To Lose

Gatunek: Blues i soul

Pozostałe recenzje wykonawcy Jarekus Singleton
Recenzje
2014-05-16
Jarekus Singleton - Refuse To Lose Jarekus Singleton - Refuse To Lose
Nasza ocena:
9 /10

Jarekus Singleton to jeden z przedstawicieli młodego pokolenia muzyków bluesowych.

Urodził się w roku 1984 w Clinton w stanie Mississippi. Jak to często bywa w tamtych stronach, od małego otoczony był muzyką, zwłaszcza gospel i blues. Za sprawą wujka w wieku dziewięciu lat zaczął grać na basie w kościelnym zespole. Potem przyszło zainteresowanie gitarą elektryczną i śpiewem. Pierwszymi jego idolami byli Trzej Królowie Bluesa (B.B., Albert i Freddie) oraz Stevie Ray Vaughan, ale również raperzy Twista i Jay-Z (taki znak czasów, w jakich przyszło mu dorastać), a nawet artysta country Brad Paisley. Będąc nastolatkiem zaczął odnosić sukcesy jako koszykarz. Niestety kontuzja przerwała dobrze zapowiadająca się karierę sportowca. Przez jakiś czas zajmował się również muzyką rap. Na moje szczęście, "dziedzictwo" Mississippi dało o sobie znać i Jarekus na poważnie zainteresował się bluesem. W 2009 założył The Jarekus Singleton Blues Band, który dwa lata potem debiutował wydanym własnym sumptem albumem "Heartfelt". Płyta została zauważona przez krytyków i słuchaczy, a sam Jarekus okrzyknięty został wschodzącą gwiazdą bluesa. W 2013 podczas International Blues Challenge dostrzegł go Bruce Iglauer, szef szacownej wytwórni płytowej Alligator i ściągnął go pod swoje opiekuńcze skrzydła. Płyta "Refuse To Lose" jest debiutem Jarekusa w barwach Alligatora. Tyle tytułem wstępu, bo mam wrażenie graniczące z pewnością, że muzyk ten nie jest specjalnie dobrze znany w naszym kraju.

Już pierwszy utwór dość dobrze definiuje całą zawartość płyty. W żadnym razie nie chcę zasugerować, że wystarczy posłuchać tylko jego, aby "odfajkować" album, a całą resztę pominąć. Mam na myśli raczej to, że słuchacz od samego początku ma możliwość poznania dość specyficznego podejścia Jarekusa do bluesa. Co słyszymy? Współcześnie brzmiący, bardzo energetyczny blues-rock coś, co prezentuje choćby Joe Louis Walker, jednak z dodatkiem pierwiastka współczesności, tchnienia XXI wieku. Jak zwał tak zwał, ale słychać, że nie jest to korzenna klasyka, chociaż bezwzględnie od niej wychodzi, a w twórczości Jarekusa czuć szacunek do mistrzów gatunku. Z pewnością nie można nazwać tego co robi sztampą albo odgrywaniem starych, zgranych patentów. Przy czym wyraźnie chciałbym zaznaczyć, że Singleton nie jest bluesowym "wywrotowcem" i rewolucjonistą. Jego podejście do bluesa nie jest przesadnie radykalne czy też kompletnie wywracające styl do góry nogami, ale niezwykle interesujące.

Weźmy na przykład utwór "Hell". Pierwsze wrażenie jakie przychodzi słuchaczowi do głowy to klasyczny slow blues, który jednak napakowany jest tak przyjemną energią, fantazją i świeżością, że chyba nikt nie pomyśli, iż jest to jakiś kolejny zakurzony klasyk z przeszłości. Wokalnie też nie jest przesadnie tradycyjnie. To jak Jarekus Singleton śpiewa, jak frazuje, przypomina nieco Garego Clarka Jr. czy też Dana Auerbacha z The Black Keys. Mam na myśli nie bezmyślne kopiowanie tych wokalistów, a raczej podobne do nich podejście do bluesowego śpiewania, czyli 'szanujemy klasyków, ale przecież żyjemy w XXI wieku i dajmy słuchaczowi to odczuć'. Mówi Jarekus: "I love the blues tradition, and have always been inspired by the masters. But i want to create something for today’s audience that is as original and new as those blues masters were when they first started making records. I want to create blues for the 21st century". Jako wielki fan bluesa, który chciałby aby ten gatunek żył wiecznie, mogę tylko napisać "Chłopie, rób tak dalej bo jesteś na dobrej drodze".

Najbardziej przebojowym utworem jest z pewnością "Keep Pushin". Zdecydowanie rockowy, napędzany dynamiczną perkusją, obudowany wcale nie bluesową aranżacją. Bez cienia szydery uważam, że jest to dobry materiał na przebój i sprawdziłby się nawet w komercyjnych stacjach radiowych. Na drugim stylistycznym biegunie wypada umieścić "Blame Game", który mocno odstaje od pozostałych kompozycji z płyty. Dość minimalistycznie zinstrumentalizowany, nie tak elektrycznie nabuzowany jak pozostałe, wykonany bez perkusji i z gościnnym udziałem niezwykle uzdolnionego harmonijkarza Brandona Santiniego (polecam jego solowe dokonania). Jarekus mocno przyhamował swoje gitarowe zapędy, bo gra bardzo oszczędnie i z wyczuciem. Pomiędzy tymi, że tak to ujmę buforami, mamy okazję posłuchać bardzo urozmaiconych utworów sięgających do soulu, funku i bluesa. Warto dodać, że wszystkie kompozycje są dziełem Jarekusa (czasem z małą pomoc a przyjaciół) a to, przynajmniej w moich oczach, jest wielkim plusem.

Singleton używa "dziwnych" gitar marki Clevenger, których zresztą jest endorserem. Dziwne bo dziurawe jak plaster szwajcarskiego sera ale w jego rękach brzmią wybornie. Gitarzyście towarzyszy nieduży zespół czyli sekcja rytmiczna oraz grający na Hammondzie James Salone.

Często bywa tak, głównie z powodów czysto marketingowych, że w odniesieniu do wykonawców młodego pokolenia nadużywa się szumnych i nadętych określeń w stylu "wschodząca gwiazda bluesa", "nadzieja bluesa", "nowa siła bluesa". W zdecydowanej większości przypadków tego rodzaju frazesy traktuję jako nachalne, nie poparte rzeczywistymi wartościami, działanie mające na celu, trochę na siłę, tchnąć w bluesa nieco życia, dać mu "alibi" do współczesnego istnienia. Na palcach jednej ręki mogę policzyć tych wykonawców, którzy zasłużyli (moim cholernie subiektywnym zdaniem, rzecz jasna) na takie szumne epitety. W przypadku Jarekusa Singletona to określenie w żadnym razie nie jest na wyrost (moim cholernie subiektywnym zdaniem, rzecz jasna). Uważam, że ma on "papiery" na to, aby pokładać w nim takie właśnie nadzieje. Mam wrażenie, że jeszcze nie raz da nam powody do satysfakcji i udowodni w praktyce, że blues w XXI wieku może być kreatywny, świeży i "nowoczesny".

Do otrzymanego promocyjnego egzemplarza płyty, dołączone było pismo przewodnie podpisane przez Bruce Iglauera kończące się słowami "Listen, enjoy, and tell the world". I ja dostosowałem się do tego - posłuchałem, dobrze się przy tym bawiłem a teraz mówię światu - zapamiętajcie to nazwisko - Jarekus Singleton.

Robert Trusiak