Quadron

Avalanche

Gatunek: Blues i soul

Pozostałe recenzje wykonawcy Quadron
Recenzje
2013-09-16
Quadron - Avalanche Quadron - Avalanche
Nasza ocena:
9 /10

Nowoczesny r&b wydaje się obecnie ostatnim bastionem porządnie brzmiącej czarnej muzyki w mainstreamie. Choć i do niego powoli dobierają się fachowcy od wygładzania i tym samym spłaszczania brzmienia.

Na szczęście wiele zespołów potrafi nadal zabrzmieć rasowo, a jednym z nich jest pochodzący z Danii Quadron.

Zespół Quadron istnieje od 2009 r., kiedy to ukazała się jego debiutancka płyta. Zresztą, słowo "zespół" w ich przypadku to nawet za dużo powiedziane, bo Quadron tworzą wokalistka Coco O i producent Robin Hannibal. Wydałoby się, że to bardzo oszczędny skład, wręcz niezdolny do zrealizowania muzyki z dużym rozmachem. Nic bardziej mylnego. W gatunku zwanym "elektroniczny soul" (tak Qudron szufladkuje swoją muzykę) nie ma rzeczy niemożliwych. Wystarczy głęboki i intrygujący wokal, komputer i - co nie mniej ważne - pomysłowość. Tej na płycie "Avalanche" nie brakuje.

Kompozycje aranżacyjnie są proste, ale nasycone wieloma niuansami brzmienia. Wbrew pozorom nie jest ono syntetyczne, mimo dużej ilości elektroniki. Głos Coco O jest wyśmienity, a jego barwa świetnie komponuje się z elektronicznymi podkładami. Często zapomina się, że podkłady generuje komputer, bowiem są one bardzo dynamiczne, a brzmienie basu pełne i głębokie. Poza tym zdarzają się też gdzieniegdzie partie instrumentów dętych i gitary. Artyści swobodnie poruszają się po soulu, funky., rhythm&bluesie i popie. Utwory mają ciekawe linie melodyczne, które nie sprawiają wrażenia oklepanych schematów, jak to często dzisiaj bywa w tego typu produkcjach. Oczywiście nie ma tutaj mowy o zupełnym nowatorstwie, ale w tych gatunkach trudno już coś nowego wymyślić.


"Avalanche" wpisuje się we wspaniałą muzyczną tradycję i wprowadza sporo oddechu do bardzo zdominowanego przez chłodną cyfrę gatunku. To ciepła i urokliwa płyta, a zarazem drapieżna, nagrana odważnie, ale z pełną świadomością każdego dźwięku na niej zawartego. Niektórzy puryści pewnie się oburzą, że to tylko głos i komputer, że nie ma innych, żywych instrumentów no i przede wszystkim zapytają: czy to w ogóle potrafi zabrzmieć na żywo? Jakoś mnie to mało obchodzi. Zresztą, słuchając "Avalanche" nie tylko zapomina się o takich błahostkach, ale i o wielu przyziemnych sprawach.

Kuba Chmiel