The Glen Hain Gold Reserve
Gatunek: Blues i soul
Czy możliwe jest połączenie bluesa z reggae?
Trudno sobie wyobrazić taką fuzję ze względu na podziały rytmiczne i padające akcenty, charakterystyczne dla tych gatunków. Mimo to panowie Tom Hain i Alan Glen podjęli się tej karkołomnej próby.
Hain i Glen to dwóch bluesmanów o ugruntowanej pozycji na rynku. Szczególnie ten drugi zasłynął jako harmonijkarz udzielający się w ogromnej ilości zespołów. Warto tu wymienić The Yardbirds, Little Axe i takich wykonawców, jak m.in. John Mayall, Steve Lukather, Slash, Steve Vai. Co pociągnęło go do niszowej produkcji wytwórni Note Records? Możliwe, że ciekawy pomysł i fascynacja muzyką reggae, która z rozmachem jest uwydatniona na najnowszej płycie.
Pierwszym pytaniem, które nasuwa się przy przesłuchaniu albumu "The Glen Hain Gold Reserve" jest, czy faktycznie muzykom udało się spleść tak odległe od siebie gatunki. Po części tak i po części nie. Owszem, na płycie znajdują się utwory, które zawierają patenty typowe dla bluesa i reggae, są jednak też takie kompozycje, które utrzymane są wyłącznie w jednej stylistyce. Może jest to lepsze rozwiązanie, bowiem album zyskał dzięki temu na różnorodności.
Najważniejsza pozostaje kwestia, czy utwory bronią się artystycznie. Moim zdaniem tak, bowiem oba gatunki reprezentowane są na przyzwoitym poziomie. Nie jest to co prawda pierwsza liga bluesa ani reggae, ale słucha się przyjemnie. Porządny głos wokalisty, odpowiednio wpasowana w obie konwencje gitara, dobrze pracująca sekcja i rasowa harmonijka to niewątpliwe atuty albumu.
"The Glen Hain Gold Reserve" jest pierwszą tego typu płytą, którą miałem okazję przesłuchać. Ocenianie albumu w kategorii ciekawostki i niecodziennego wydarzenia z pewnością podnosi jego wartość, jednak nie jest to wszystko, co ma on do zaprezentowania. Nie wiem, czy wśród fanów reggae jest dużo miłośników bluesa i odwrotnie, ale zwolennicy muzyki w dobrym wydaniu nie przejdą obok najnowszego dzieła Tima Haina i Alana Glena obojętnie.
Kuba Chmiel