Etta James

Live At Montreux 1975-1993

Gatunek: Blues i soul

Pozostałe recenzje wykonawcy Etta James
Recenzje
2012-10-16
Etta James - Live At Montreux 1975-1993 Etta James - Live At Montreux 1975-1993
Nasza ocena:
7 /10

Etta James zmarła 20 stycznia 2012 na kilka dni przed swoimi 74 urodzinami. Napisać o niej, że była jedną z najważniejszych wokalistek w historii muzyki bluesowej, soulowej i R&B to straszny banał.

Przez prawie 50 lat swojej bogatej kariery artystycznej zdobyła sześć nagród Grammy, 17 razy Blues Music Awards i pozostawiła po sobie ponad czterdzieści płyt. To bez wątpienia imponujący dorobek. Jej niezwykle barwne życie zawodowe, a zwłaszcza osobiste mogłoby posłużyć za scenariusz do filmu i nie byłby to z pewnością sielski obraz.

Wytwórnia Eagle wydała nie publikowane do tej pory nagrania dokonane podczas występów wokalistki na Montreaux Jazz Festival. Prezentowany na płycie materiał zawiera utwory z lat 1975-1993, czyli dzieli je aż 18 lat, można więc prześledzić to, czy i jak zmieniał się sposób śpiewania Etty. Układ kawałków na trackliście nie ułatwia jednak tego zadania, bowiem nie zachowano kolejności chronologicznej.


Na płycie zamieszczono kilkanaście najbardziej znanych ale i ulubionych przez samą artystkę kompozycji. To swoisty "the best of" prezentujący przy okazji stylistyczny przekrój szerokich zainteresowań muzycznych Etty James. Mamy więc i bluesa (klasyczny "Dust My Broom"), soul, funk i R&B. Nie mogło oczywiście zabraknąć "At Last", tu akurat połączonego z dwoma innymi w zgrabną wiązankę utrzymaną w stylu charakterystycznym dla lat '60. To zresztą jeden z najstarszych utworów z repertuaru James, bo pierwotnie znalazł się na jej debiucie z 1961 roku. Z tego samego albumu pochodzi również "I Just Wanna Make Love To You", który w porywającej wersji (prawie rockowe riffy gitary do wtóru sekcji dętej) możemy również podziwiać na składance z Montreux.

Nieco gorzej wypada "I’d Rather Go Blind" gdzie Etta James jest chyba trochę za bardzo "rozkrzyczana" i dynamicznie niedopasowana do podkładu muzycznego. Ale już w "How Strong Is A Woman" wszystko jest na właściwym miejscu i poziomie. To, że Etta James potrafi być również liryczna udowadnia choćby w balladzie "A Lover Is Forever". Wokalistce towarzyszy w niej minimalistyczne wsparcie instrumentalne w postaci dwóch gitar (jedna gra podkład a druga solówkę i jakieś ozdobniki). Genialnie słucha się "Sugar On The Floor". To soulująca ballada gdzie Etta najpełniej pokazuje to, za co ją lubię. Jest liryczna a kiedy trzeba dynamiczna i drapieżna, do tego wsparcie, jakie daje jej zespół jest po prostu rewelacyjne.

Na "Live At Montreux" zamieszczono fragmenty czterech różnych koncertów, stąd mamy tyle samo jakościowo różnych nagrań. Ogólnie rzecz biorąc nie jest źle, chociaż utwory najstarsze, czyli pochodzące z 1975 roku, wyraźnie odstają (na niekorzyść) od pozostałych. To swoisty paradoks, bo z kolei od strony czysto muzycznej spodobały mi się najbardziej - ach, ten niesamowity soulowo-funkowy ogień czasem wręcz przechodzący w transowo-hipnotyczny puls ("Respect Yourself", "W.O.M.A.N."). Cztery różne koncerty, ale na każdym z nich wokalistce towarzyszy bardzo dobry zespół. Bogate instrumentarium (sekcja dęta, Hammond, pianino elektryczne), świetne brzmienie - mocne i pełne czadu. No i to doskonałe panowanie nad dynamiką - od ledwie słyszalnych dźwięków po wybuch wszystkich instrumentów pełną mocą. Przyznać muszę, że czasem łapałem się na tym, iż bardziej niż Etta podobał mi się właśnie zespół (jak choćby w "I’d Rather Go Blind").


Nie jest to z pewnością najlepsza w jej dorobku płyta nagrana na żywo. W tej kategorii, przynajmniej moim zdaniem, króluje "Etta James Rocks The House" z 1964 roku. Nagrania tam zamieszczone zarejestrowano rok wcześniej czyli wtedy, kiedy Etta miała 25 lat i była raczej na początku swojej kariery, a pomimo tego prezentuje się jako w pełni ukształtowana i świadoma swojego głosu artystka. Nawiasem mówiąc, w moim prywatnym zestawieniu najlepszych albumów live wszech czasów i wszech kategorii ten krążek znajduje się w ścisłej czołówce.  

Robert Trusiak