Ry Cooder

Election Special

Gatunek: Blues i soul

Pozostałe recenzje wykonawcy Ry Cooder
Recenzje
2012-09-04
Ry Cooder - Election Special Ry Cooder - Election Special
Nasza ocena:
7 /10

Niedługo przyszło nam czekać na nową płytę Ry Coodera.

Zaledwie rok po wydaniu "Pull Up Some Dust And Sit Down" ukazuje się "Election Special". Albumem tym artysta postanowił zabrać głos w toczącej się właśnie kampanii przed jesiennymi wyborami prezydenckimi w USA. W rezultacie powstało dziewięć utworów, które spokojnie można określić jako protest-songi. Aby przekazać swoje poglądy Ry Cooder często wali prosto z mostu nie siląc się na wyszukane i zawiłe metafory. Padają konkretne nazwiska, opisywane są realne sytuacje i odniesienia do aktualnego układu politycznego w USA. Takie podejście do sprawy zapewnia czytelny i zrozumiały dla każdego słuchacza przekaz, ale przy okazji grozi szybką "dezaktualizacją". Za kilka lat wymienieni politycy mogą odejść w zapomnienie, a i układ sił może ulec radykalnej zmianie. Chociaż z drugiej strony, jak wielu ludzi w Polsce słuchając dziś Kazika Staszewskiego wyśpiewującego słowa "Panie Waldku Pan się nie boi, dwie trzecie Sejmu za Panem stoi" wie o co chodzi? Cooder nie mówi otwarcie na kogo ma zagłosować zwykły obywatel (chociaż wyraźnie daje do zrozumienia jaki jest jego osobisty wybór), apeluje do większej obywatelskiej aktywności i namawia "użyj własnego umysłu i pomyśl trochę" (dokładnie takie słowa wypowiedział w jednym z wywiadów).

Wygląda na to, że płyta to takie typowe "zrób to sam". Jedynym muzykiem towarzyszącym (nie licząc małego wokalnego wsparcia Arnolda McCullera w jednym utworze) jest syn artysty Joachim grający na perkusji. Sam Ry Cooder śpiewa (bardzo dobre partie wokalne), gra na gitarze, mandolinie i basie jest producentem i autorem całego materiału (syn pomógł mu przy jednym utworze). Niezwykle minimalistyczna instrumentacja, ale bardzo stylowa i korzenna. Brzmienie surowe, czasem wręcz szorstkie i chropowate (zwłaszcza gitara elektryczna i perkusja), ale dające wrażenie autentycznego muzykowania - takie wspólne, rodzinne granie w salonie przy kominku gdzieś między lunchem a kolacją.  


Muzycznie mamy wiele z tego do czego przez lata aktywności przyzwyczaił nas Cooder - dużo bluesa, trochę country i sporo folku spod znaku mistrza Woodyego Guthriego. W otwierającym płytę "Mutt Romney Blues" dostało się kandydatowi Republikanów w wyścigu do Białego Domu (nie wiem tylko dlaczego zmieniona została pisownia jego imienia). Pół Ameryki wyśmiewało się z Mitta Romneya kiedy to wyszło na jaw, że podczas długiej podróży przewoził swojego psa Seamusa na dachu samochodu (oczywiście w specjalnej klatce). Piesek wypróżnił się a "efekt" tego spłynął po szybie auta. Tzw. "dog incident" wykorzystywany był także i w poprzedniej kampanii wyborczej. Ry Cooder sięgnął po tę kuriozalną przygodę, ale potraktował ją w dość oryginalny sposób, bo to pies jest tu narratorem. Muzycznie jest to świetny, korzenny, akustyczny wiejski blues.

Podobny stylistycznie, choć bardziej zelektryfikowany, jest "Cold Cold Feeling" opisujący frustracje Baracka Obamy "osaczonego" przez przeciwników w Białym Domu. Pięknie brzmi mandolina w "Brother Is Gone". To chyba zresztą mój ulubiony utwór z całej płyty. W folkowym "The 90 And The 9" rozpacza Cooder nad ekonomicznym upadkiem USA. "Going To Tampa" to z kolei coś utrzymanego w stylistyce country. Mocne słowa i to wypowiadane raczej przez zatroskanego obywatela niż politycznego agitatora padają w "Take Your Hands Off It" - "get your dirty hands off my Constitution now ... get your greasy stinking hands off my voting rights".


Szczerze mówiąc przekaz ideologiczny jaki wyłania się z "Election Special" jest mi raczej obojętny (jak to mawiają "nie mój cyrk nie moje małpy") i nie mam też zamiaru polemizować z poglądami politycznymi Coodera. Wolę skupić się na warstwie muzycznej, a pod tym względem jest jak dla mnie osobiście bardzo bogato i ciekawie. Muzyk udowadnia, że nawet minimalnym nakładem sił i środków można zrobić atrakcyjną płytę, która zainteresuje nawet słuchacza obojętnego na kampanię wyborczą w USA.

Robert Trusiak