Checkerboard Lounge. Live Chicago 1981
Gatunek: Blues i soul
"Checkerboard Lounge. Live Chicago 1981" to zapis kameralnego koncertu Muddy Watersa, z gościnnym udziałem muzyków The Rolling Stones, który po przeszło trzydziestu latach wreszcie trafił na rynek.
Amerykańska trasa, którą The Rolling Stones odbyli w 1981 roku, była wyjątkowo spektakularna i z wielu względów wyjątkowa. W niemal każdym mieście, nieważne czy grając na stadionach, czy w halach, zespół bił frekwencyjne rekordy, gromadząc po kilkadziesiąt tysięcy widzów. W Nowym Orleanie światowy rekord padł, gdy w hali Louisiana Superdome pojawiło się 87 000 ludzi, a w pocztowej loterii, w której można było wygrać bilet na koncert w nowojorskiej Madison Square Garden, udział wzięły 4 miliony fanów. Liczba osób, która nie dostała się do środka, była tak znaczna, że w obawie przed zamieszkami na Manhattanie wprowadzono stan wyjątkowy.
Wcześniej, w 1964 roku, Stonesi, po raz pierwszy odwiedzając Stany Zjednoczone, wpadli do studia nagrań Chess Records. Właśnie tam po raz pierwszy spotkali Muddy Watersa, legendę chicagowskiej sceny bluesowej, którego piosenka "Rollin' Stone" posłużyła jako nazwa dla brytyjskiego zespołu. Waters był ogromną inspiracją dla Anglików i jedną z gwiazd Chess Records, ale jeśli wierzyć autobiografii Keitha Richardsa, bluesman nie tylko osobiście wniósł wzmacniacze kapeli do studia, ale w chwili przyjazdu Stonesów na miejsce zajmował się... malowaniem sufitu w studio. Nim jednak doszło do wspólnego jamu reprezentantów dwóch pokoleń muzyków, musiało upłynąć jeszcze trochę czasu.
22 listopada 1981 roku, w samym środku wspomnianej amerykańskiej trasy The Rolling Stones, w niewielkim chicagowskim Checkerboard Lounge, tj. klubie założonym przez Buddy Guya, występował Muddy Waters. Początkowo na scenie zaprezentował się sam zespół Watersa. Dwa pierwsze utwory zaśpiewał pianista Lovie Lee, a za mikrofonem w "You’re Gonna Miss Me When I’m Gone" stanął gitarzysta zespołu John Primer (ten kawałek znalazł się w sekcji bonusowej DVD). Wreszcie, na scenie pojawił się Muddy Waters, rozpoczynając od "You Don't Have to Go" i "Country Boy". Wszystko to rejestrują kamery. Wychwytują również moment, gdy w trakcie "Baby Please Don't Go" w klubie pojawiają się Stonesi wraz ze świtą. Siadają przy stolikach tuż przy scenie, w ruch idą (najwyraźniej przyniesione przez nich samych) butelki bourbona. Nie ma szklanek, więc wszyscy pociągają wprost z gwinta, a kiedy szkło wreszcie przybywa, Waters wywołuje na scenę Micka Jaggera. Chwilę później dołączają do niego Keith Richards i Ron Wood. Klub jest ciasny, więc Richards przechodzi po stole; na scenie również nie ma zbyt wiele miejsca, choć za chwilę pojawi się na niej jeszcze więcej muzyków.
Całkiem fajnie zaaranżowany jam, choć raczej nie spontaniczny, bo przecież za kulisami czekały np. przygotowane gitary Stonesów. Koszmarnie odziany Jagger śpiewa tylko kilka fragmentów w "Hoochie Coochie Man", "Long Distance Call" oraz "Mannish Boy" i popisuje się okrojonym repertuarem swego scenicznego zachowania. Z jednej strony widać, że scena jest dla niego zbyt mała, z drugiej wydaje się nieco onieśmielony, choć na co dzień gra sety na stadionach. Za chwilę zrobi się jeszcze ciaśniej, ponieważ w czasie wspomnianego "Mannish Boy" dołączają Buddy Guy, Lefty Dizz i Junior Wells. Jagger wraca do stolika, zostają kiwający się hipnotycznie, zdecydowanie nie do końca trzeźwi Richards i Wood. Gitarzyści radzą sobie jednak znakomicie (nie można rzecz jasna bagatelizować roli wciąż obecnego na scenie Johna Primera), dobitnie pokazując, że blues wciąż krąży w ich żyłach. Jeszcze lepszy popis daje współzałożyciel i klawiszowiec Stonesów, Ian Stewart, który w pewnym momencie siada za pianinem. A przez scenę, w dalszej części koncertu, przewija się cała plejada gwiazd chicagowskiego bluesa. Buddy Guy odgrywa główną rolę w ogniście gitarowym "Next Time You See Me", wracają również Junior Wells oraz Lefty Dizz. Ten ostatni w pełnej krasie prezentuje swój nietypowy sposób gry na gitarze - choć leworęczny, używał standardowego modelu, na którym grał bez przekładania strun.
"Checkerboard Lounge. Live Chicago 1981" to zapis wyjątkowego wieczoru. Choć realizacyjnie nagranie nie różni się niczym od bootlegu (za wyjątkiem dźwięku, na nowo zmiksowanego przez Boba Clearmountaina), jest to rzecz obowiązkowa zarówno dla fanów The Rolling Stones, jak i miłośników (nie tylko chicagowskiej szkoły) bluesa. Tym bardziej, że był to jeden z ostatnich występów Muddy Watersa, który zmarł w kwietniu 1983 roku. Zresztą, oficjalnej premiery tego wydawnictwa nie doczekali również inni główni bohaterowie tych wydarzeń - Lefty Dizz, Junior Wells, Lovie Lee, George 'Mojo' Buford oraz Ian Stewart. Znakomita lekcja historii.
Szymon Kubicki