Live From The Norwegian National Opera
Gatunek: Alternatywa
W jaki sposób rozpocząć rozważania o tym wydawnictwie? Może po prostu od słów samych członków zespołu: "Byliśmy zwierzętami w ukryciu (...)". Nie ma w tym cienia przesady, bowiem Ulver swój pierwszy i jedyny koncert przed trzydziestym dniem maja 2009 roku zagrał w Oslo... w 1993 roku.
Wtedy Norwegowie nie mieli nawet jednego albumu w swojej dyskografii, bo za takie nie można uznać dwóch materiałów demo.
Kilkanaście lat później Ulver mógł w swojej ewolucyjnej twórczości pochwalić się takimi tytułami jak "Themes From William Blake's The Marriage Of Heaven and Hell", "Perdition City" czy "Shadows Of The Sun", które na trwałe wprowadziły formację do kanonów międzygatunkowej ambitnej muzyki. Po wydaniu tego ostatniego albumu filozofia grupy odnosząca się do występów przed żywą publicznością uległa zmianie. Duży wpływ w tej materii miał angielski multiinstrumentalista Daniel O'Sullivan, który do Ulver dołączył - najpierw na prawach muzyka koncertowego - niedługo przed pierwszym występem grupy w 2009 roku. Liczne koncerty zespołu w Norwegii, Anglii, Polsce oraz innych zakątkach Europy zaprowadziły go wreszcie tam, skąd zaczynał, a więc do Oslo. Przed publiczność Norweskiej Opery Narodowej.
Tego lipcowego wieczoru obok norwesko-angielskiego kwartetu tworzącego Ulver stanęli również znakomity austriacki gitarzysta Christian Fennesz, perkusista Tomas Pettersen oraz artysta performer Ian Johnstone. W momencie, kiedy w rytm fortepianowego "The Moon Piece" wyłoniła się krwawiąca postać tego ostatniego powieszonego w tle pełnego księżyca uznałem, że oto rozpoczął się jeden z najważniejszych koncertów w jakich przyszło mi uczestniczyć. Sztuka wykreowana przez Ulver w Norweskiej Operze Narodowej nie należy do najłatwiejszych. To nie jest koncert, który można oglądać, bowiem w nim się jako żywo uczestniczy, co zresztą również słusznie zauważyli realizatorzy tego wydawnictwa nadając oprawie technicznej odpowiednią wymowę. Siedemnastu utworom, które weszły w skład tracklisty towarzyszą wizualizacje lub krótkie filmiki, utrzymane najczęściej w czarno-białej, złocistej lub krwistej barwie. W pełni zasadnie koncert otrzymał oznaczenie "18+", bowiem liczne historie rozgrywające się za plecami muzyków są w przeważającej ilości wstrząsające i odarte z jakiejkolwiek cenzury, a przy tym dostosowane do intensywności muzyki. Wspomnę tylko przykład lwów polujących na młode zebry, który w założeniach twórców miał być alegorią do praw natury stanowiących podstawę zbrodniczych doktryn (Ulver przywołuje przykład Trzeciej Rzeszy). Wśród rozważań kapeli znalazły się również kwestie religijne, polityczne i przede wszystkim związane z kondycją człowieka, co stanowi ważny temat rozważań w muzyce zespołu.
Choć mi, osobie do ostatniego tchu zachwyconej twórczością Ulver, wystarczyłoby wykonanie poszczególnych utworów w studyjnej wersji to oczywiście zaprezentowany materiał bogato rozwinięto. Tym samym minimalistyczny "Eos" został ozdobiony niekonwencjonalnymi efektami gitarowymi, w hermetycznym "Funebre" pojawiły się dwie rozbudowane solówki gitarowe, futurystycznemu "Hallways Of Always" w rozwinięciu nadano nowego klawiszowego posmaku, zaś kościelny "Not Saved" aż kipi licznymi wypuszczeniami instrumentalnymi poszczególnych muzyków. A to tylko cztery spośród siedemnastu przykładów.
W wybornej grze świateł i chirurgicznie wykreowanej atmosferze ludzkiego horroru i przygnębienia znakomicie odnalazły się ścieżki wokalne Garma, który powyciągał takie dźwięki z gardła, choćby w "Little Blue Bird", iż dziwię się, że Norweska Opera Narodowa nie pękła w szwach. Frontmanowi, choć sporadycznie próbował nawiązać kontakt z publicznością, towarzyszyło w trakcie koncertu niezwykłe skupienie. Tak jakby oko z "A Memorable Fancy" miało należeć do niego. W warstwie instrumentalnej z dużą gracją prezentowały się zarówno partie gitarowe, jak i perkusyjne przede wszystkim w najbardziej intensywnych momentach koncertu, a nad gładkimi przejściami pomiędzy utworami oraz rozmaitymi efektami dźwiękowymi czuwał rzecz jasna Tore Ylwizaker. Duże wrażenie zrobił również na mnie dźwięk wielkiego bębna, który był atrybutem Garma. Tym niemniej wśród instrumentalistów najbardziej zachwycił mnie Daniel O'Sullivan, który choć sięgał po różne instrumenty, to przede wszystkim na płaszczyźnie klawiszowej czarował rozmaitymi solówkami, wtrąceniami i długimi melodiami.
I w ostatnim akapicie przyznaję, że od tego koncertu nie ma odwrotu. I nie ma też w tym nic przesadzonego w stwierdzeniu, że jeśli się skupieniu będzie jego uczestnikiem, to dalsza część życia będzie naznaczona jego obecnością. W taki czy inny sposób. Tego typu wydawnictwa zakorzeniają się na zawsze i stanowią dar dla pokoleń. O "Live From The Norwegian National Opera" będzie się mówiło za dziesięć i za kilkadziesiąt lat: "Hej, a pamiętasz?". To pierwszy i kto wie czy nie ostatni audiowizualny zapis wielkiej misji jaką niesie z sobą Ulver. Rzecz absolutnie doskonała. W jaki sposób zakończyć o niej rozważania? Myślę, że po prostu słowami, którymi zakończył się koncert: What kind of animal are you?
Konrad Sebastian Morawski