Co jest ważniejsze w dobrej piosence? Tekst czy muzyka? Ja delikatnie skłaniam się ku tej drugiej odpowiedzi, niemniej chwytliwe liryki także są dla mnie istotne. Ostatnimi czasy właściwie tylko płyta Nosowskiej "8" była dla mnie lepsza pod względem słów niż dźwięków, teraz do tej kategorii albumów dołącza "Any Man In America" Blue October.
Pytanie: czy to teksty są tu tak wybitne, czy też muzyka totalnie słaba? W przypadku szóstej płyty Amerykanów z Houston prawda leży po środku: ani Justin Furstenfeld, wokalista i gitarzysta, nie ma pióra Nicka Cave’a, ani jego koledzy nie są słabi jak Lou Reed z Metalliką. Niemniej na "Any Man In America" na pierwszy plan wybijają się słowa - bardzo osobiste. Furstenfeld pisze w nich o tym, co spotkało go ostatnimi czasy, czyli o rozwodzie z żoną i o ograniczeniu kontaktu z córką. Liryczna warstwa płyty jest jego spojrzeniem na zaistniałą sytuację, próbą wyjaśnienia latorośli dlaczego doszło do takiego, a nie innego zakończenia związku jej rodziców. Przyznacie, że to dość oryginalna i ryzykowna forma, ale Justin wychodzi z niej obronną ręką, nie jest patetyczny, nie skamle i nie użala się nad sobą. Raczej kipi zeń złość.
Gorzej jest pod względem dźwiękowym. Co prawda "Any Man In America" nie jest tak wygładzone, jak poprzednie wydawnictwa Blue October, bliżej mu raczej do - powiedzmy - Biffy Clyro niż Seether, to jednak brakuje nań oczywistych hitów, melodii, które będzie się śpiewało przy goleniu. Można powiedzieć - OK, skoro panowie porywają się na ambitniejszy projekt to należy uszanować ich próbę odejścia od przebojowego pisania. Tyle, że wśród eksperymentów niewiele znajdzie się takich, które Cię totalnie zachwycą. Intrygujący może być romans z R’N’B w "The Flight" i tytułowym "Any Man In America", objawiający się ciężkim, wyrazistym rytmem i rapowanymi wokalami, które w refrenie przeradzają się w fajną melodię. Na chwilę zawiesi się ucho przy wyraźnie czerpiącym z dokonań wyżej wspomnianych Szkotów z BC, dynamicznym "The Chill", okraszonym agresywnym riffem w refrenie. Kończący całość "The Follow Through", będący piękną pop rockową balladą ze smykami w tle także da się lubić. Reszta materiału jakoś nie chce się wcisnąć mi do głowy.
Dlatego, choć "Any Man In America" brzmi nieźle, cieszy ryzykownym tematem tekstów i czaruje kilkoma udanymi piosenkami, to jednak uznaję go za materiał trochę zmarnowany. Blue October wyraźnie bali się skoczyć na główkę, wyciągnąć prawdziwy mrok ze swej muzyki, który znakomicie uzupełniałby warstwę liryczną. Bezpieczną szóstkę uważam więc za wyrok sprawiedliwy i nikogo nie krzywdzący.
Jurek Gibadło