Wygląda na to, że Cuba de Zoo próbuje zawojować polską scenę gitarowego, indie - rocka. I to w dość szybkim tempie. Zespół zaczął podbijać sceny muzyczne w 2010 r., a rok później ukazała się jego debiutancka płyta "Rozkaz".
"Rozkaz" to 43 minuty gitarowego grania z elementami zamierzonego kiczu w stylu inspirowanym pochodzącymi z lat 80’tych chórkami, falsetami i pozytywnymi melodiami. Całościowe brzmienie zespołu wypada przyzwoicie, ale bez fajerwerków. Partie gitar są technicznie bez zastrzeżeń lecz rzadko kiedy są porywające. Większość z nich jest przewidywalna i mało oryginalna. W zamierzeniu miały być proste, momentami wyszły prostackie. W tej muzyce jednak to podstawa, a dosłownie kilka interesujących aranży na przestrzeni całego albumu nie zapewnia wysokich doznań artystycznych. To samo można powiedzieć o wokalu i wyśpiewanych przez niego melodiach. Partie wokalne są równie poprawne, co gitarowe i równie nie porywające. Nie pomogły nawet chórki i ryzykowne falsety - wszystko to zabrzmiało płasko.
Jednym z najważniejszych elementów tej konwencji są zawsze melodie. Historia zna przypadki niemrawych zespołów uratowanych przez chwytliwe kawałki. Mimo, że daleki byłbym od krytykowania potencjału Cuba de Zoo, to jednak moim zdaniem talentem kompozycyjnym nie popisali się na płycie "Rozkaz". Dosłownie kilka kawałków ma w sobie jakąś ciekawostkę i nutkę zaskoczenia. Większość natomiast wlecze się w sposób przewidywalny i powtarzalny. Sytuacji nie ratują mało ambitne teksty.
Ewidentnie tkwi w Cuba de Zoo jakiś potencjał. Świadczą o tym utwory "Czarne Auto" i "Dla Kraju". Niestety zabrakło więcej wartościowych pomysłów i w rezultacie przesłuchiwanie całości na pewnym etapie staje się wręcz męczące. "Rozkaz" to dopiero debiut, więc wiele rzeczy z pewnością jeszcze ulegnie poprawie w dalszej karierze zespołu. Dzięki płycie kapela zaznaczyła swoją obecność na polskiej scenie muzycznej, na której jeszcze jest sporo miejsca dla takiego grania.
Kuba Chmiel