Pojęcie "cor cordium", oznaczające "serce serc", znamy wszyscy, choćby z zajęć języka polskiego dotyczących Percy’ego Shelley’a, angielskiego poety, a także męża autorki "Frankensteina". OvO postanowiło oddać hołd temu, wzbudzającemu emocje w związku z jego obrazoburczą twórczością, artyście.
Kontrowersyjny duet swym wizerunkiem, będącym chyba świadomym flirtem z kiczem, może irytować. Dziwaczny (to chyba najodpowiedniejsze określenie) imidż idzie w parze z dziwną dla wielu muzyką. Pierwsze sekundy otwierającego płytę "Lungo Computo" przypominają krótką free-jazzową improwizację. W kontekście całokształtu albumu wydaje się to być złośliwą zmyłką dla słuchacza.
Następująca później część numeru, dla wielu będzie muzyczną grafomanią, dla innych fascynującą - a przynajmniej intrygującą - grą z kilkoma, dość skrajnymi, gatunkami muzycznymi. Duet odważnie flirtuje z black metalem, industrialem, noisem, rzadziej folkiem (tylko "Marie"). Utwory, napędzane transowym, plemiennym bębnieniem, są - prócz w większej części wyciszonego "Smelling Death Around" - nieczytelną, drażniącą zbitką szumów i zgrzytów. Wokal Stefanii Pedretti najczęściej przypomina skrzek wściekłego zwierzęcia, aczkolwiek i na tej płaszczyźnie pojawiają się niespodzianki, jak choćby w "La Bestia" czy wspomnianym już "Smelling…", w których jej głos przechodzi raczej w jeżący włos na głowie pisk.
Co najciekawsze, piorunujący efekt dwójka muzyków uzyskuje, podobnie jak pionierzy industrialu, w dość minimalistyczny sposób. Instrumentarium zdaje się tutaj dość oszczędne, by nie powiedzieć ubogie. Jego wykorzystanie i cały koncept muzyki sprawia, że słuchacz bynajmniej tego nie odczuwa i jest wsysany do przerażającego świata OvO, w którym dominują szalone wizje, mityczne bestie, antyczne modlitwy i zaklęcia.
Wysoce awangardowa mieszanka OvO odrzuci z pewnością niejednego; skierowana jest do wyrobionego i wymagającego odbiorcy. Zespół drażni, irytuje, powoduje, że słuchacz może czuć się nieswojo, nawet zmieszany. Kto jednak wytrzyma pierwsze parę kontaktów z płytą, ten jest w stanie w pełni docenić ten osobliwy twór. Ostrzegam jednak - słuchanie "Cor Cordium" nocą grozi niebezpiecznym podrażnieniem układu nerwowego.
Jacek Walewski