A Chorus Of Storytellers
Gatunek: Alternatywa
Są takie miejsca, gdzie czas zdaje się płynąć wolniej. Można je znaleźć w każdym kraju, wszystko jedno, może być Bangor w stanie Maine, może być Lillehammer w Norwegii, czy też jakaś wieś na Mazowszu.
Ludzie nigdzie się nie spieszą, za niczym nie gonią, sprawiają wrażenie, jakby nie mieli większych zmartwień. I czasem naprawdę tak jest. Niekiedy jednak ten pozorny spokój to cisza przed burzą. Na pewno każdy kojarzy takie obrazki z filmów amerykańskich, malowniczo położone miasteczko, gęste zadrzewienie wokół, różnokolorowe liście, wczesna jesień.
Muzyka The Album Leaf ma charakter ilustracyjny i w jakimś stopniu odtwarza klimat, jaki opisałem powyżej. Nic dziwnego, że ich utwory chętnie wykorzystywane są i w filmowych ścieżkach dźwiękowych, i w reklamach. To ostatnie nie stanowi zresztą powodu do wstydu, w końcu czasem niewiele zależy od samego wykonawcy, a w reklamach pojawiały się numery różnych artystów, od Massive Attack po Paradise Lost. Ich muzyka świetnie nadaje się też do filmów. Idealnym przykładem jest użycie ich numeru "Eastern Glow" z płyty "In a Safe Place" w niszowym dramacie kanadyjskim "Runaway". Znakomite kino z idealnym podkładem muzycznym.
The Album Leaf wydał pięć płyt, recenzowany materiał to ich ostatnie wydawnictwo. Za tym jednoosobowym projektem stoi Jimmy LaValle, natomiast skład powiększa się o czterech instrumentalistów w czasie występów na żywo. Zresztą na tej płycie też pojawiają się muzycy sesyjni.
Amerykanin porusza się blisko post-rockowych klimatów. Wyczuwalny jest wpływ Islandczyków z Sigur Ros. 'Rozmyta' muzyka, elektroniczne plamy, dobre aranżacje, miękkie elektroniczne bity lub perkusja, bogate instrumentarium, otwarta struktura utworów budowanych od pojedynczych dźwięków do kulminacji w końcowej części to elementy składowe kompozycji LaValle'a. Te nakładki dźwiękowe, układajace się w jakiś temat, który poddawany jest różnym wariacjom, rozwijany wraz z czasem trwania utworu, odpowiednio dodawane ozdobniki w postaci klawiszy, skrzypiec czy innych instrumentów, to wszystko sprawia, że ta muzyka wciąga, i całości słucha się bez bólu. Czasem w jego utworach pojawiają się też wokale, więc nie jest to czysto instrumentalna muzyka. W tych numerach struktura utworów przechodzi na zwrotka-refren.
Można oczywiście zarzucić mu, że od lat uparcie trzyma się tego klimatu i nie rozwija swojej muzyki, ale póki starcza mu pomysłów na kolejne płyty, póty mnie to nie przeszkadza. A trzeba zaznaczyć, ze nie nagrał jak dotąd słabej płyty, nawet jeśli są one do siebie podobne.
LaValle robi konsekwentnie swoje i wciąż wychodzi mu to dobrze. Jeśli ktoś szuka tu muzycznej rewolucji, musi szukać gdzie indziej. Jeśli natomiast zgrabnie skomponowanego, wyciszonego, nieco 'leniwego' grania w klimacie rodem z amerykańskiego zadupia, ta płyta będzie idealnie się nadawać.
Sebastian Urbańczyk