Amerykańska post grunge’owa formacja 12 Stones nie jest za bardzo znana w naszym kraju. Nie wiem, czy spowodowane jest to brakiem należytej promocji, czy może czymś innym, ale wielu mogłoby stwierdzić, wrzucając do odtwarzacza pierwszą lepszą płytę Amerykanów, że brzmi to jak wszystko co do tej pory można było już gdzieś usłyszeć. Zarówno od strony muzycznej jak i wokalnej. Czy więc warto w ogóle sięgać po coś co wydaje się wtórne?
Album "Anthem For The Underdog" jest trzecim wydawnictwem formacji i, co ciekawe, został napisany w obliczu katastrofy wywołanej przez huragan Katrina, który przetoczył się przez rodzinne miasto muzyków. Krążek otwiera utwór tytułowy. Mocny, hardrockowy, czasami wręcz nu metalowy kawałek z melodyjnym refrenem plus małe solo gdzieś w środku utworu, czyli jest wszystko to, do czego panowie z 12 Stones zdążyli nas przyzwyczaić.
Numer dwa to zdecydowanie jeden z ciekawszych utworów na płycie (nic dziwnego, że został wybrany na pierwszego singla). "Lie To Me", bo o nim mowa, to kawałek utrzymany w tendencji balladowej, a jego siłą jest tu budowa utworu i odpowiednie dobranie partii melodycznych, co sprawia, że jest on spójny i dobrze się go słucha. Panowie z 12 Stones najwyraźniej wyczuli, że ten kawałek przypadnie ludziom do gustu i jako bonus postanowili nam sprezentować także jego wersję akustyczną, która znajduje się na samym końcu albumu.
A co się dzieje dalej na płycie? Szczerze powiedziawszy…niewiele. Może nawet lepsze byłoby tu stwierdzenie, że praktycznie nic się nie dzieje. Mam wrażenie, że gwoździem do trumny tego albumu, było postawienie na zbyt dużą ilość bezpłciowych i monotonnych ballad. Ktoś mógłby mnie w tym miejscu skarcić mówiąc, że przecież ten album powstawał w obliczu tragedii jaką przeżyli muzycy, jednak myślę, że to nie może do końca usprawiedliwiać tego wydawnictwa. W końcu potencjalny krążek może się przecież składać z samych ballad i być bardzo dobry pod wieloma względami. A tak, pozostaje lekki niedosyt i dwa momenty przebudzenia w postaci kawałków "Adrenaline" i "This Dark Day". Niestety, to jednak za mało by w ostatecznym rozrachunku wyrobić sobie jakieś dobre zdanie o całym albumie.
Nie da się ukryć, że "Anthem For The Underdog" jest zdecydowanie najsłabszą pozycją w dyskografii 12 Stones. Ja się jednak nie zrażam i niecierpliwie czekam na nowy album grupy, który, mam nadzieję, zatrze negatywne wrażenie pozostawione po tym wydawnictwie. Tymczasem gorąco zachęcam do zapoznania się z poprzednimi pozycjami w dorobku Amerykanów, bo te zdecydowanie odbiegają od tego, co jest zaprezentowane na "Anthem For The Underdog". Na plus ma się rozumieć.
Krzysztof Kukawka