Fatalne przyjęcie przez krytyków, komercyjna klęska i wreszcie rozpad zespołu na kilkanaście lat - żadnej innej płycie Faith No More reedycja nie była tak potrzebna jak "Album of the Year". W 1997 roku nie trafili po prostu we właściwy czas.
Do "Albumu roku" sentyment będę miał zawsze, bo z tego krążka pochodzi jedna z moich ulubionych piosenek FNM, czyli "Last Cup of Sorrow". Chyba jednak dopiero słuchając wydanej właśnie reedycji doceniłem tą płytę w pełni. "Album of the Year" to po prostu najbardziej wyważone dokonanie Pattona i spółki, które nie przebiło się w erze techno końca lat 90. Na tym krążku jest po trochu wszystkiego, na czym Faith No More zbudowali swoją legendę - solidne gitarowe łojenie ("Collision","Got that Feeling"), eksperymenty z elektroniką ("Stripsearch") czy nieśmiertelny radiowy hicior w postaci "Ashes to Ashes".
Poza zremasterowanym regularnym krążkiem w ramach reedycji otrzymujemy też CD2, na którym znajdziemy 8 kawałków. Najciekawszymi propozycjami są w tym zestawie utrzymane w triphopowo-downtempowym klimacie remiksy "Pristiny", "Last Cup of Sorrow", "Ashes to Ashes" i "She Loves Me Not".
Patton i pozostali członkowie Faith No More, wielokrotnie w przeszłości mówili, że "Album of the Year" to ich najsłabsze wspólne dokonanie. Trzy poprzednie płyty z lat '90 ustawiły im po prostu porzeczkę tak wysoko, że sformułowanie "słabszy" w przypadku "Album of the Year" oznacza że nie był genialny, a "tylko" znakomity. I wtedy, prawie dwadzieścia lat temu, i dziś to i tak ciekawsza muzyka od zdecydowanej większości gitarowych nowości.
Maciej Pietrzak