Dojrzały i pełen energii album "Black Roses" podkreśla wypracowany przez lata styl zespołu z Finlandii.
The Rasmus mają wielką zdolność tworzenia melodyjnych riffów z rockowym pazurem. Lauri Ylönen działa też jak magnes, przyciągając nowe rzesze fanów. Płyta jest dobra, i to zarówno pod względem realizacyjnym, jak i kompozycyjnym. Jedyne, co przeszkadza mi w jej odbiorze, to przewidywalność, bowiem większość materiału jest oparta na tych samych schematach i rozwiązaniach harmonicznych. Poza tym płyty "Black Roses" słucha się doskonale, każdy z tematów cieszy ucho, a melodie po chwili zaczynamy nucić w głowie. Czasem też pojawia się solówka gitarowa - może bez technicznych fajerwerków, ale porządnie wykonana. The Rasmus szukał ostatecznego brzmienia w wielu miejscach na świecie, m.in. w Stanach Zjednoczonych, Niemczech i Singapurze, a przy produkcji pomagał legendarny Desmond Child (Aerosmith, Bon Jovi, Kiss).
Te proste melodyjne zwrotki, krótki czas trwania kompozycji oraz bardzo nośne refreny sprawią, że z pewnością większość materiału wielokrotnie usłyszymy na antenach rozgłośni radiowych.
Michał Pakulski