Można lubić muzykę dwojako. Można sięgać po coś "nieprzeszkadzającego", co leci w tle podczas robienia sobie kawy lub zasypiania. Z drugiej strony są słuchacze, którzy szukają nowych doznań, czegoś, co sprawi, że mózg zacznie boleć, którzy będą przewijać piosenki zadając sobie pytanie, "ale co się właśnie stało?"
Zdecydowanie lubię o sobie myśleć, jako o tym drugim rodzaju słuchacza. Lubię, kiedy coś przykuje moją uwagę, kiedy do płyty się wraca, kiedy ktoś mi poleci coś z zupełnie nie mojej bajki i powoli muszę rozgryzać, o co w tym wszystkim chodzi.
A zaczęło się niewinnie, jakieś zaproszenie na FB od znajomego, ciekawa a jakże prosta nazwa: Madman Project. Zajawki w sieci zapowiadały coś interesującego, a już kilka dni później mogłem cieszyć się płytą. To trywialny argument, że ciężko zdefiniować gatunek, w jakim porusza się artysta, ale w tym wypadku tak jest naprawdę. Trudności sprawia już pierwszy utwór, w którym mroczny, iście ambientowy początek spotyka się z orientalnym śpiewem i wtrętami elektroniki, a od szóstej minuty uderza ciężkim brzmieniem gitary.
Jedno mogę powiedzieć z ręką na sercu: jest to muzyka zaangażowana. Madman Project porusza problemy współczesnego świata, zwłaszcza tematykę konfliktów zbrojnych, jak konflikt palestyński czy rosyjską agresję na Ukrainę. Zresztą patrząc na wkładkę i słuchając tekstów mogę wysunąć tezę, że konceptem albumu jest szaleństwo, w jakie wpędza współczesnego człowieka sytuacja na świecie. Drugi utwór rozpoczyna się tekstami jakby wyjętymi z serwisów informacyjnych (Musiało. Po prostu musiało się pojawić "we are anonymous, we are legion".), Podczas narastania napięcia w tle pojawiają się dalsze sample, które zgrabnie przechodzą w mocne uderzenia perkusji.
Cały album jest zgrabnym połączeniem ciężkich brzmień, sampli i brzmień elektronicznych z wtrętami orientalizmu i noisu. Artysta pomyślał o wszystkim, szata graficzna, muzyka i zdjęcia promocyjne dobrze ze sobą korespondują, co świadczy o tym, jak przemyślany jest to koncept. Nie będę analizował ani rozbierał na czynniki pierwsze każdego z kolejnych utworów. Posłuchajcie ich sami, to nie jest album, który po jednym odsłuchu ląduje na półce, dzieje się tu zbyt wiele i zbyt bogate są inspiracje autora. Jest to naprawdę coś świeżego i frapującego, szczerze polecam.
Karol Duda