Placebo

MTV Unplugged

Gatunek: Alternatywa

Pozostałe recenzje wykonawcy Placebo
Recenzje
2015-12-29
Placebo - MTV Unplugged Placebo - MTV Unplugged
Nasza ocena:
8 /10

Gdyby zapytać fanów rocka o to, czyj album z serii MTV Unplugged chcieliby usłyszeć, to podejrzewam, że zespół Placebo uplasowałby się na szarym końcu bardzo długiej listy wykonawców (lub w ogóle by się na niej nie znalazł).

Jeśli tak by się rzeczywiście stało, miłośnicy gatunku straciliby szansę zapoznania się z ciekawym wydawnictwem, które na pewno nie przynosi wstydu swoim najlepszym poprzednikom.

Trio dowodzone przez charakterystycznego wokalistę i gitarzystę Briana Molko znane jest ze swoich smętnych i pozbawionych wyrazistej radości kawałków. Utwory te w nowych aranżacjach, wzbogacone w niektórych momentach sekcją smyczkową oraz partiami klawiszy, nie stały się w żaden sposób bardziej energiczne (wręcz przeciwnie) i entuzjastyczne, ale zyskały coś, czego wcześniej aż tak bardzo w nich nie dostrzegałem. Swoiste piękno.

Materiał, który znalazł się na "MTV Unplugged" został zarejestrowany 19 sierpnia w London Studios przed zebraną w budynku publicznością. Był to póki co przedostatni występ zespołu na żywo. "Chcieliśmy zrobić coś super oryginalnego, coś, co będzie dla nas wyzwaniem - mówi lider kapeli. Proces był niezwykle interesujący, ponieważ kreowaliśmy coś podczas jego wykonywania. To jest coś, czego nigdy wcześniej nie robiliśmy. Jednoczesne granie i kreowanie był dla nas kompletnie czymś nowym."

Krążek rozpoczyna się tak samo, jak chyba wszystkie wydawnictwa z tej serii, czyli… od gromkich braw. Po ich zakończeniu Brian odgrywa na swojej akustycznej gitarze akordy do "Jackie", covera Sinead O’Connor, wykonanego samodzielnie w bardzo minimalistyczny i tajemniczy sposób. Po wybrzmieniu ostatnich dźwięków piosenki Molko nawiązuje kontakt z publicznością. Brian tym razem naprawdę sporo gada pomiędzy piosenkami, co w trakcie większości koncertów zespołu raczej się nie zdarza. Są to różnego rodzaju kurtuazyjne stwierdzenia "dziękuję za przybycie", czy też historyjki (przed odegraniem "Too Many Friends" lider Placebo opowiada o gitarze, na której za chwilę wykona piosenkę. Stwierdza, że to model japońskiej marki Wabi Sabi z roku 1956, który nazywa pieszczotliwie "My Baby"). Generalnie te monologi dodają wydawnictwu uroku, lecz w niektórych momentach można je było usunąć, ponieważ niepotrzebnie "nabijają" sekundy płycie.

Nowe aranżacje to stały element wydawnictw firmowanych nazwą MTV Unplugged. Placebo również postarali się pozmieniać większość swoich kawałków, by przystosować je do akustycznego grania. Dzięki temu energiczny utwór "Every You Every Me", odśpiewany wraz z jednym z gości - wokalistką Majke Voss Romme, przeistacza się w prostą, opartą głównie na gitarze akustycznej balladkę (podobną wersję piosenki trio grało już kilka razy w czasie wcześniejszych koncertów, ale z trochę inną linią wokalu i uboższym instrumentarium). Jednak moje serce skradła kompozycja "Meds". W oryginale to stosunkowo szybka piosenka nie trwająca nawet trzech minut. W akustycznej odsłonie brzmi po prostu fenomenalnie! Partia smyczków i pianina dodaje jej uroku, a zakończenie, pierwotnie potraktowane po macoszemu, jest tutaj wspaniale rozbudowane. Na płycie znajduje się w sumie 17 piosenek, w tym dwa covery. Poza wspomnianym "Jackie" Placebo wykonali jeszcze dawno nie grane "Where Is My Mind" Pixies (pierwszy raz od 2006 roku).

Album wydany został w kilku wersjach: CD, podwójnym winylu, cover winylu, DVD oraz Blu-ray. Do moich rąk, prócz płyty CD, trafił również wizualny zapis koncertu na płycie DVD. Materiał został zrealizowany w bardzo spokojny sposób. Nie ma tu jakiś energicznych przejść kamer, wszystko idealnie współgra z odgrywaną muzyką. Brytyjczycy nie pożałowali pieniędzy na oprawę swojego show. Scena została stosownie i w stonowany sposób oświetlona, a "pierwsze skrzypce" z pewnością odegrały lasery, które stworzyły ze swoich promieni grafikę znajdującą się na okładce wydawnictwa.

Płyta MTV Unlugged w wykonaniu Placebo to na pewno dobry i przyjemny w odbiorze album. Fani serii raczej nie będą mieli powodów do narzekań.

Kuba Koziołkiewicz